poniedziałek, 28 marca 2016

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 36

"Największą sztuką jest przejść przez piekło i nie stać się diabłem."

         Przemierzałam korytarze w poszukiwaniu pokoju Mikela. Kiedy byłam w połowie drogi, zobaczyłam strażnika wychodzącego zza rogu. Spanikowana nie wiedziałam co robić. Zaczęłam patrzeć we wszystkie strony w poszukiwaniu jakiegoś ukrycia. Nagle jakieś silne ręce wciągnęły mnie do jakiegoś pomieszczenia, zakrywając mi przy tym usta. Patrzyłam przestraszona jak ostatnie światło z korytarza wpadało do pokoju. Drzwi zamknięte, a to oznacza brak drogi ucieczki.
         Niespodziewanie napastnik zabrał dłoń z moich ust i przytulił mnie mocno.
-Yuuki...- usłyszałam zrozpaczony męski głos. Jednak to nie był głos Kaia. -Ty żyjesz... nie wierzyłem w to, ale to prawda.
         Zaskoczona nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam głosu. Obróciłam się, żeby zobaczyć jego twarz. Pierwsze co zauważyłam to blizna. Poziomo przecinała powiekę. Jego oczy przypominały kolor niezapominajek. Oko z raną było nieco jaśniejsze od drugiego. Jego gęste, czarne jak smoła włosy opadały na czoło. Miał idealnie wykształconą żuchwę. Wydawało mi się, że przez chwile jego oczy zaświeciły.

-Jesteś taka podobna do matki...- powiedział z bólem w głosie.
         Dopiero teraz poznałam ten głos z wizji...
-Tato?- zapytałam niepewnie.
         Mężczyzna spojrzał na mnie nie dowierzając.
-Nie wierze, nie wierze, nie wierze...- przytulił mnie mocno i pocałował w głowę. -Pamiętasz mnie...
         Jednak ja szybko rozwiałam jego nadzieje.
-Nie pamiętam cię... nie wiem jak się nazywasz, ani kim jesteś.
         Mężczyzna odsunął się ode mnie z miną jakby ktoś mu wbił nóż w serce.
-Rozumiem...- westchnął.
         Wtedy usłyszeliśmy krzyk.
-Wszyscy obrońcy do głównej sali!
-Co się dzieje?- zapytałam podchodząc do drzwi.
-Jakiś wampir włamał się do instytucji... mamy okazję, żeby uciec Yuuki.- powiedział mężczyzna, łapiąc mnie za rękę.
-W-wampir?!- powiedziałam zaskoczona. -A jeżeli to Kai?
           Szybko podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Za rogiem zobaczyłam jak grupa strażników, kieruje się do centrum.
-Liczę na to, że moja córka nie wpakowała się w związek z wampirem...- spojrzał na mnie uważnie.
           Uśmiechnęłam się do niego.
-To mało powiedziane... wpadłam po uszy.- zaczęłam biec za strażnikami w stronę centrum.
           Wtapiałam się tło, dzięki ubraniom. Założyłam na głowę kaptur i pośpiesznie przepychałam się między nimi, aż do barierki. Na dole zobaczyłam Kai'a. Wokół jego nóg była wielka kałuża krwi. Kai trzymał za włosy głowę wampira, który próbował mnie zabić. Głowa mężczyzny była przerażająca. Była jakby popękana, a jego mina wyrażała przerażenie. Twarz Kaia była skąpana we krwi. Podniósł wzrok, patrząc na wszystkich grożąco.
-Oddajcie mi Yuuki!- jego głos rozniósł się po dużym pomieszczeniu.
          Poczułam jak po plecach przechodzą mnie ciarki. Nie wierzę... to naprawdę on! Już chciałam zbiec na dół, kiedy ktoś złapał mnie w pasie i mocno objął. To mój ojciec. Odciągnął mnie do tyłu. Zaczęłam wierzgać.
-Tak mu nie pomożesz...- szepnął mi na ucho. -Tylko się wydasz, a Gerald was złapie.
          Spojrzałam na niego zaskoczona, a potem odwróciłam wzrok na staruszka. Wyszedł przed strażników i spojrzał na niego z góry.
-Nie uważasz, że ty sam na moich strażników to trochę nierealne?- uśmiechnął się do niego lekko.
-Gadaj gdzie jest Yuuki!- krzyknął co raz bardziej wkurzony Kai.
-Najpierw ty powiedz mi dlaczego zabiłeś Subaru.
-Ponieważ napił się krwi Yuuki. Miałem do tego całkowite prawo. Powinieneś o tym wiedzieć.- warknął.
         Gerald otworzył szeroko oczy, zaskoczony. Nie wiedział co odpowiedzieć więc wykorzystał swoją pozycję.
-Brać go panowie i zamknąć w celi.- kiedy to powiedział wszyscy ruszyli na Kaia. Zatrzymał dwoje z nich. -Znajdźcie mi tą anielice i Edne... już ja sobie z nią porozmawiam.
-Musimy iść.- powiedział tato i pociągnął mnie w stronę korytarza.
         Tam słyszałam krzyki Kaia.
-Nie zbliżajcie się! Jeśli któryś mnie dotknie zabije go!- krzyczał.
         Zacisnęłam zęby. Chciałam do niego podbiec i przytulić, ale ojciec pokiwał przecząco głową. Tak mu nie pomogę.
-Idźmy do Mikela!- szepnęłam.
-Kto to jest?- zapytał mój ojciec.
-Przyjaciel...- odpowiedziałam szybko. Nie miałam ochoty opowiadać jak skomplikowane jest moje życie.
-Nie. Tam będą cię szukać jak tylko dowiedzą się ze zniknęłaś.
         Schowaliśmy się w jednym z pobliskich pokoi. Tam przez szparę w drzwiach widziałam jak ciągną gdzieś Kaia.
-Oddajcie mi Yuuki...- powtarzał zrezygnowanym głosem. -Oddajcie mi Yuuki.
         Ojciec odciągnął mnie do tyłu i tym samym przytulił mocno.
-Musisz być silna. Tak samo jak twoja mama. Uratujemy go. Obiecuję.- starał się mnie uspokoić.
         Uwierzyłam mu. Tak po prostu... znając go mniej niż dzień zaufałam mu. W końcu był moim ojcem. Wiedziałam, że mnie nie oszuka.
         Rano wyszliśmy z kryjówki. Omijając strażników przedarliśmy się do pokoju Mikela. Weszłam do niego szybko razem z tatą. Mikel zerwał się szybko w górę z łóżka i zmierzył wzrokiem mężczyznę obok mnie.
-Y-yuuki?!- spojrzał na mnie zaskoczony. -Co z twoimi włosami?
-Długa historia...- westchnęłam na myśl o moich pięknych włosach.
-Kto to jest?- zapytał, wskazując na mojego tatę. -I dlaczego cię szukają?
-Nie ma czasu na wyjaśnienia Mikel. Uciekamy teraz.- powiedziałam szybko, rzucając mu ubrania z krzesła.
-A-ale jak to Yuuki? Czy to ma związek z wampirem porwanym dzisiaj w nocy?- zapytał, ubierając bluzę.
-Po niego właśnie idziemy.- posłałam mu delikatny uśmiech.
          Nagle do pokoju wszedł strażnik. Spojrzał na nas zaskoczony.
-Co się tutaj...- nie dokończył bo w jego głowie wylądowała strzała.
          Obróciłam się do ojca. Stał z kuszą w dłoni. Szybko pociągnął mężczyznę do pokoju i zamknął go w łazience.
-Musimy się pośpieszyć.- powiedział zamykając drzwi.
          Mikel kiwnął głową. Powoli wyszliśmy z pokoju rozglądając się na boki. Tylko jeden strażnik. Tato wycelował w niego i trafił mu prosto w skroń. Strzała przebiła jego głowę na wylot. Zaciągnęliśmy go do pomieszczenia technicznego. Brat Luki zaprowadził nas do więzienia, które znajdowało się piętro niżej. Zakradliśmy się tam.
          Przez szparę w drzwiach zobaczyłam, że pod celą Kaia stoi dwóch strażników. Sam Kai siedział pod ścianą zrezygnowany. Jeden ze strażników się z nim droczył.
-No i jak uratujesz teraz tą swoją dziewczynę?- zaśmiał się.
          Kai nie odezwał się. Wpatrywał się jedynie w swoją zaciśniętą dłoń.
-Czemu nic nie mówisz?- zapytał go. -Już straciłeś nadzieje?
          Wampir rozłożył swoją dłoń. Były na niej moje włosy.
-Zastanawiam się tylko gdzie jest moja dziewczyna, bo jak na razie żaden z waszych strażników nie jest w stanie jej znaleźć.- prychnął.
          Strażnik zrobił się czerwony.
-Na pewno ją znajdziemy!- wybuchnął.
          Kai jedynie uniósł jeden kącik ust, zaciskając pięść z moimi włosami.
-Prędzej ona znajdzie was.- uniósł wzrok spoglądając na drzwi.
          Zaskoczona wycofałam się.
-C-co ty gadasz?!- powiedział strażnik. -Nie ma takiej opcji!
-Wyczuł cię.- stwierdził mężczyzna. -Musimy się pośpieszyć, zanim zorientują się, że chłopak też zniknął.
-Idę się odlać.- powiedział drugi strażnik.
           Tato przygotował kusze, ale złapałam za nią dłonią i obniżyłam w dół.
-Ja się nim zajmę.- mruknęłam, wyciągając z jego dłoni kuszę. W moich dłoniach zmieniła się w złotą z trującymi dla demonów strzałami.
             Kiedy mężczyzna tylko wyszedł, strzeliłam mu w udo. Ten z jękiem upadł na ziemie.
-Mika! Nic ci nie jest?!- powiedział drugi ze strażników, kierując się do drzwi, ale kiedy tylko skierowałam w jego stronę kuszę, zatrzymał się momentalnie.
-Nie ruszaj się bo odstrzelę ci ptaszka.- wycelowałam w jego kroczę.
-Dobra!- krzyknął przestraszony. To zawsze działa na mężczyzn. Dla nich to gorsze od śmierci.
-Otwieraj drzwi od celi.- powiedziałam.
             Mężczyzna odczepił, przyczepione do pasa klucze i ruszył w stronę drzwi.
-A-a!- uśmiechnęłam się. -Miałeś nie ruszać. Mikel to zrobi.- namierzyłam na jego krocze.
            Chłopak spiął się i zagryzł wargę. Mikel podszedł do strażnika i zabrał jego klucz, po czym otworzył cele. Wtedy strzeliłam w ramie mężczyźnie. Zaskoczony upadł na ziemię i krzyknął boleśnie.
-Nie mówiłam, że nie strzele w ramię.- uśmiechnęłam się lekko.
            Wtedy poczułam jak jakieś silne ramiona ciągną mnie do siebie. Znajome usta wbiły się w moje. Zaskoczona odwzajemniłam pocałunek. Kai całował mnie tęskno.
-Yuuki... nic ci nie jest.- spojrzał na mnie, ujmując moją twarz w dłonie. Przyjrzał się ranie na szyi.
-Tak... wszystko w porządku.- przytuliłam się do jego dłoni z zaszklonymi oczami.
            Kai pocałował mnie w czoło i mocno do siebie przytulił.
-Zająłem się tym frajerem, który ci to zrobił.- syknął przez zęby.
-Cii... wszystko dobrze.- szepnęłam.
-Nie chcemy wam przeszkadzać, ale musimy się stąd wynosić.- powiedział mój ojciec.
           Zaskoczona odsunęłam się szybko od Kaia. Tato patrzył na Kaia podejrzliwie.
-Yuuki... kto to jest?- zapytał blondyn.
-Kai... poznaj mojego ojca. Tato poznaj Kaia, mojego chłopaka.- przedstawiłam ich sobie.
          Mój tato z uśmiechem uścisnął jego dłoń. Na twarzy Kaia pojawił się grymas bólu. Zacisnął zęby. Kiedy mój tato puścił jego dłoń, westchnął z ulgą.
-Nie chciałbym przerywać tej sielanki, ale czas goni.- powiedział Mikel.
-T-tak.- poparłam go.
-Wynośmy się z tej nory.- powiedział Kai.
-Jakieś propozycje?- zapytałam Mikela.
-Dach i boczne wyjścia są chronione, ale zrzut śmieci i kanały już nie.- powiedział w pośpiechu.
-Wybieramy zsyp.- powiedziałam.
-Będę chronił tyły.- powiedział mój ojciec.
-Prowadź Mikel.- mruknęłam.
           Mikel prowadził nas do zsypu korytarzem. Sprytnie omijaliśmy strażników. Aby dostać się do zsypu musieliśmy przejść przez centrum. Staliśmy teraz na piętrze z metalowej kraty, która była z każdej strony po pięć metrów od ściany. Podeszłam do barierki. Na dole ochroniarz sprzątało krew z podłogi. Zsyp był po drugiej stronie. Byliśmy w połowie drogi kiedy jeden ze strażników wszedł do pomieszczenia.
-Hej! A wy gdzie?!- spojrzał na nas i zaczął biec po schodach na górę.
-Mikel zabierz Yuuki i Kaia do wyjścia. - powiedział tato.
-Nie! Nie chce znów stracić ojca!- krzyknęłam do niego.
            Kai złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramie.
-A my ciebie...
-Kai puść mnie!- zaczęłam uderzać go w plecy. 
            Nie zważając na moje uderzenia Kai biegł za Mikelem. Kiedy postawił mnie tuż przed zsypem usłyszałam jęk. Zawahałam się i pobiegłam z powrotem do mojego ojca. W drodze pojawiły mi się skrzydła i łuk w ręku. Kiedy wbiegłam na platformę, mój ojciec został przebity strzałą w udo i klatkę piersiową. Właśnie wyciągał ją sobie z piersi i nie był w stanie się chronić. Strzeliłam napastnikowi prosto w serce. Upadł na kolana i kiedy złapał za strzałę przeraźliwie krzyknął. Ojciec się szybko obrócił i spojrzał na mnie. 
-Yuuki... kazałem ci iść.- powiedział z bóle w głosie wywołanym przez ranę. Zestrzeliłam kolejnego napastnika. 
-Nie mogłam cię zostawić.- odpowiedziałam. 
-Jesteś zupełnie jak matka.- uśmiechnął się lekko. Mój ojciec zastrzelił pozostałych strażników. Kai wbiegł szybko za mną.
-Yuuki! Co ty robisz?
           Mój ojciec wyciągnął sobie strzałę z uda. 
-Kai ja...- chciałam go przeprosić. 
          Wtedy na sale wbiegł kolejny ochroniarz. Kiedy się do niego obróciłam było już za późno na strzał. Nagle przede mną pojawił się Kai i przyjął dwa strzały na pierś. Upadł na ziemie i zaczął krwawić. 
-Kai!- krzyknęłam przerażona i uklękłam przy nim.
-Biegnij...- powiedział stanowczo.
-Nigdzie bez ciebie nie pójdę!- powiedziałam ze łzami w oczach.
          Podniósł się ze zgrzytem.
-Powiedziałem biegnij.- warknął ostrzegawczo.
          Zaczęliśmy wszyscy biec. Kai ociągał się na końcu. Przy samym zsypie upadł na kolana, a potem na ramie prawie tracąc przytomność. Podbiegłam do niego szybko i uklękłam obok.
-To były zatrute strzały. - powiedział mój ojciec wzdychając.
-Kai! Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam do niego płacząc.
-Nie zostawiam. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa.- wysyczał przez żeby.
          Oddychałam ciężko, patrząc na jego rany po strzałach. Nie miałam pojęcia co robić. Nagle odebrało mi rozum.
-Dobrze Yuuki. Skup się. Możesz to zrobić.- powiedział kobiecy głos obok mnie.
          Obróciłam się szybko i zobaczyłam obok mnie świecącą postać. Było widać jej zarysy. Miała skrzydła tak jak ja tylko większe.
-Skup się na truciźnie. Jeśli tego nie zrobisz Kai umrze w najbliższym czasie. Tylko ty mu możesz pomóc.- powiedziała kobieta.
          Zobaczyłam w niej tą samą kobietę, która wcześniej w wizji.
          Spojrzałam na Kaia, który właśnie zaczął jęczeć i po chwili zemdlał. Przyłożyłam delikatnie dłoń do jego rany i skupiłam się na truciźnie, którą od razu wyczułam jakby pod palcami. Poczułam jak wpływała z jego rany na zewnątrz i po prostu rozpływała się w powietrzu.
-Dobrze ci idzie. Tylko tak trzymaj.- uśmiechnęła się i odeszła.
          Po chwili Kai znów na mnie spojrzał tymi niebieskimi oczami. Rozpłakałam się.
-Wróciłeś.- położyłam sobie jego głowę na kolanach i głaskałam po włosach.
-Yuuki...- powiedział zachrypniętym głosem i złapał mnie za dłoń.
         Spojrzałam na mojego ojca, który był zajęty rozmową z Aniołem.
-Opiekuj się naszą córką.- powiedziała kobieta łapiąc go za rękę.
-Kiedy będę mógł cię jeszcze zobaczyć?- zapytał smutny.
         Kobieta go pocałowała.
-Nigdy. - powiedziała i przyłożyła czoło do jego czoła. -Kocham cię.
-Ja ciebie też.- odpowiedział jakby ktoś właśnie przeciął mu serce.
         Kobieta zaczęła rozpływać się w powietrzu i zniknęła. 
-Chodźmy stąd Kai. - pomogłam mu wstać, a moje skrzydła zniknęły. 
         Wszyscy uciekliśmy w ostatniej chwili zsypem. 
         Dookoła nas były tylko drzewa. Samochód mojego ojca był zaparkowany w lesie. Mój ojciec postanowił prowadzić. Mikel usiadł z przodu a ja z Kaiem na tylnych siedzeniach. Położyłam mu głowę na ramieniu i złapałam go za rękę.
-Bardzo się bałaś?- zapytał mnie Kai.
-Bardzo to mało powiedziane.- mruknęłam ściskając mocniej jego dłoń.
         Wampir objął mnie i pocałował.
-Już dobrze...
-Nie wierzę, że już po wszystkim.- powiedziałam po odwzajemnieniu pocałunku.
-Ja też nie...
          Wtuliłam się w niego i zasnęłam zmęczona. Kiedy się obudziłam mieliśmy jeszcze kawałek drogi do pokonania. Kai nie spał tylko cały czas mnie obserwował. Podciągnęłam nogi na siedzenie i spojrzałam za okno. Słońce powoli wstawało. Nadal nie wierzyłam, że Kai tu jest. 
          Przytuliłam od tyłu Mikela przez krzesło. 
-Gotowy na spotkanie z bratem?
-Jak nigdy...
         Uśmiechnęłam się i znów usiadłam koło Kaia. Przed porą obiadową byliśmy na miejscu. Zapukaliśmy do drzwi. Otworzył nam Masaru.
-Co wy tu... Kai? Yuuki?- był w szoku.
-Hej... możemy wejść?- uśmiechnęłam się lekko na widok jego miny.
-T-tak... pewnie. Ale jak wy uciekliście z zakładu?
        Spojrzałam na Luce. 
-Dzięki Mikelowi.- odsłoniłam go.
-Mikel?- Luca otworzył szerzej oczy.
-Tak Luca... to ja.- w jego oczach zebrały się łzy. Rzucili się sobie w ramiona i rozpłakali.
        Przytuliłam się do Kaia i schowałam twarz w jego bluzie, żeby się nie rozpłakać. Kai przytulił mnie mocno.
-To takie urocze, prawda?
-Tak... - uśmiechnęłam się i przyglądałam chłopakom z boku.
-Na mnie już pora.- powiedział po chwili mój ojciec.
-Ale jak to?- oderwałam się od chłopaka i spojrzałam na niego smutno. 
-Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- uśmiechnął się i mnie przytulił. -Do zobaczenia Yuuki.
-Pa tato.- machnęłam lekko ręką.
        Tato spojrzał na mnie szczęśliwy i wyszedł. Ja wciąż stałam i wpatrywałam się w drzwi.
-Nie martw się. Kiedyś wróci...
-Mam nadzieję...- westchnęłam, wtulając się w niego.
-A teraz masz mnie. 
         Spojrzałam na niego z uśmiechem się i go pocałowałam. 
         Po obiedzie Kai zaniósł mnie jak księżniczkę do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku i spojrzał w oczy.
-Nie rób mi proszę więcej takich niespodzianek...-powiedział całując mnie w nos.
-Nie chciałam, żeby ciebie też złapali. Też byś to dla mnie zrobił...- pogłaskałam go po policzku.
-Tak. Masz rację...- powiedział do dłuższej chwili zastanowienia.
         Pocałowałam go namiętnie. -Nigdy nie wybaczę ci tego, że prawie tam umarłeś. Zostałabym sama...- mruknęłam cicho.
-Przepraszam... mogę ci to jakoś wynagrodzić?
-Nie daj mi zasnąć tej nocy.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
-Jak sobie życzysz księżniczko.-pocałował mnie w nos i wsunął zimną dłoń pod bluzkę.
           Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Brakowało mi go.
-Obiecaj, że więcej nikt nas nie rozdzieli.
-Obiecuję...
          To była upojna noc. Tak bardzo brakowało mi jego bliskości. 
-Kocham cię...- powiedziałam leżąc naga na przeciwko niego zakryta białym prześcieradłem.
-Ja ciebie też aniołku.- wyszeptał, na co się uśmiechnęłam.
         Kai obrócił się nagle jakby szukając czegoś i spadł z łóżka. Zaśmiałam się, zakrywając twarz prześcieradłem. Chłopak wygrzebał się zza łóżka i otworzył przede mną pudełko z pierścionkiem.
-Wyjdziesz za mnie?- zapytał, pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
         Spojrzałam na niego zaskoczona i nie wiedziałam co powiedzieć. Do moich oczu zaczęły napływać łzy szczęścia.
-Hej, hej... tylko mi się tutaj nie popłacz piękna.- uśmiechnął się szerzej.
         Przytuliłam się do niego. 
-Tak, tak... zgadzam się.

___________________________
No to zbliżył się koniec pierwszej części. Nie martwcie się. Mam w zanadrzu jeszcze kilka dodatków i wiadomości o których nie mieliście pojęcia. :p Druga część nie pojawi się za szybko.
Bardzo wam dziękuję za to, że trwaliście ze mną w tym opowiadaniu, a ja w końcu mogę dać że jest "zakończone". Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy to, że przyjęliście je tak ciepło. Nie obchodzi mnie to, że inni mają po 500 tys odwiedzin. Liczy się to co ja mam. A ja mam was myszki. Dziękuję.

poniedziałek, 7 marca 2016

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 35

"Naprawdę delikatny może być tylko sen, dla którego życie nie było łaskawe."

-I to jak najszybciej.- powiedziałam.
-Masz rację... jakiś plan?
-Znasz ten cały ośrodek jak własną kieszeń, prawda?- zapytałam.
-Tak. Znam też wszystkich zamkniętych. Byłem tu pierwszym dzieciakiem.
-Chciałbyś kogoś zabrać ze sobą?
-Hmmm... nie wiem.
-Zróbmy to jutro w nocy. - mruknęłam. -Będziesz miał czas na przemyślenie.
-Okej.
       Wieczorem zostałam przegoniona do swojego pokoju. Wykąpałam się i położyłam do łóżka. W nocy miałam koszmar. Śniło mi się, że złapali Kaia i przyprowadzili go do mnie, żebym go zabiła pod groźbą, że jeżeli go nie zabije to zabiją Mikela.
       Obudziłam się z ciężkim oddechem. Podszedł do mnie Kai.
-Znów koszmar?- zapytał zmartwiony.
-Mhm...- mruknęłam. 
-Spać z tobą?- zapytał stając koło łóżka w celi.
-Tak...- wymamrotałam. 
       Kai położył się koło mnie i przytulił mocno.
-Dobranoc piękna.- szepnął mi do ucha.
      Obudziłam się ponownie. Spojrzałam na miejsce obok siebie. Było puste. To tylko sen Yuuki. Złapałam się za głowę. Po chwili wstałam i założyłam na siebie bluzę Mikela, którą wcześniej pożyczyłam. Postanowiłam się przejść i ochłonąć. Uchyliłam lekko drzwi i popatrzyłam w obie strony. Nikogo nie było. Wyszłam i poszłam w kierunku przeciwnym do stołówki. Każdy z korytarzy wydawał się taki sam. Zgubiłam się. Jeszcze tego brakowało. Zobaczyłam uchylone drzwi. Podeszłam do nich i już chciałam wejść kiedy zobaczyłam tam wściekłą Edne.
-Dlaczego nie możemy jej po prostu zabić?!- warknęła.
-Uspokój się. Jest nam potrzebna. - odpowiedział nieznajomy głos.
-To dlaczego chodzi sobie po ośrodku jakby była tutaj gościem?!
-To nie twoja sprawa.
-Jak to nie moja sprawa?! Jestem głównym zabójcą do cholery!- była co raz bardziej zła.
      Zapadła chwila ciszy.
-Tak naprawdę nie trzymamy jej tutaj, żeby on wrócił. Chce z niej zrobić łowce. Jest lepsza od jakiegokolwiek Demona czy Anioła. Będzie najlepszym zabójcą. Widziałaś jej umiejętności.
-Żartujesz! To jakiś obłęd!- krzyknęła.
-Edna. Uspokój się.- powiedział podwyższonym tonem.
-Robisz to tylko dlatego, że to jego córka.- warknęła wściekła.
-Może w pewnym stopniu... Chce, żeby zajęła miejsce Derek'a. To był jeden z naszych najlepszych zabójców.
      Kto to Derek? Chciałam właśnie odejść kiedy zatrzymał mnie męski głos.
-Co ty tu robisz?!- krzyknął do mnie strażnik.
      Obróciłam się przerażona i chciałam uciec, ale wpadłam na Edne. Patrzyła na mnie z góry. Jej prawie czarne oczy wyglądały jakby chciały mnie zjeść.
-Co ty tu robisz?- zapytała twardym tonem
-Ja... ja...- nie wiedziałam co powiedzieć. -Zgubiłam się.- powiedziałam w końcu.
-Chcesz powiedzieć, że przypadkiem wyszłaś z pokoju?- zapytała, unosząc jedną brew.
-N-nie ja...- zaczęłam.
-Edna zostaw ją. Niech Ron odprowadzi ją do pokoju.- wskazał na mężczyznę, który złapał mnie za ramię.
      Szliśmy korytarzami. Żaden dla mnie się nie różnił. Wszystkie wyglądały tak samo - szare, miliony drzwi i świecące lampy na sufitach. Postanowiłam, że jutro rano poproszę Mikela, żeby zrobił mi mapkę tego ośrodka.
       Nagle zza rogu wychyliła się Edna.
-Możesz odejść. Ja się nią zajmę...- powiedziała do strażnika.
-Ale dostałem rozkaz od szefa...- zaczął.
-Ja jestem twoim szefem. Ja ją odprowadzę we właściwe miejsce, a ty się zajmij patrolem.- rozkazała mu.
       Mężczyzna stanął na baczność i jej zasalutował.
-Tak jest!
-Odmaszerować.- wydała kolejny rozkaz.
       Strażnik ruszył w przeciwną stronę, a Edna złapała mnie mocno za ramię. Syknęłam z bólu. Zaczęła szybko iść. Musiałam za nią biec. Zauważyłam, że minęłyśmy mój pokój i zaczęłyśmy schodzić po schodach. Doszłyśmy do lochów. Było tu zimno i morko. Pachniało stęchlizną.
-Cz-czekaj! Gdzie ty mnie zabierasz?- chciałam się wyrwać.
-Nie będzie jakaś gówniara zabierać Mikela.- warknęła, ciągnąc mnie do przodu.
-Z-zostaw mnie!- krzyczałam. -Pomocy!
-Nikt cię nie usłyszy.- zaśmiała się.
       Zatrzymałyśmy się przy dużych drzwiach. Edna powiedziała jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa i przyłożyła dłoń do ściany. Drzwi otworzyły się powoli. Zobaczyłam ciemne pomieszczenie. Otworzyłam przerażona oczy. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Edna wepchnęła mnie tam. Z krzykiem waliłam w drzwi, ale to nic nie dawało. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Przełknęłam ślinę i obróciłam się powoli. Z półmroku wyłonił się mężczyzna. Wysoki, o włosach koloru południowego słońca. Miał na sobie skórzaną kurtkę i jeansy. Jego buty z każdym krokiem wydawały z siebie dźwięk, który robił echo. Nie patrzył na mnie, ale w podłogę, a swoje ręce trzymał w kieszeniach. Patrzyłam na niego zdezorientowana, przylegając plecami do ściany.
-Cóż za pyszności...- podniósł wzrok pokazując swoje okropne czerwone oczy. -Wywnioskowałem z głosu, że będziesz piękna, ale żeby aż tak..?- uśmiechnął się obleśnie.
-K-kim ty jesteś?- zapytałam nadal przerażona.
-Twoim najgorszym koszmarem.- oblizał górną wargę, zbliżając się do mnie.
        Chciałam pisnąć, ale złapał mnie za gardło.
-Nie lubię jak jedzenie krzyczy, zanim się w nie wbije.- z bliska jego czerwone oczy były hipnotyzujące.
        Przełknęłam głośno ślinę.
-Czuję strach.- powąchał mnie.
        Chciałam się wyrwać, ale był silniejszy. Złapał mnie mocno za twarz, wbijając w nią swoje długie paznokcie. Syknęłam z bólu.
-Twarda... zazwyczaj podrzucają mi tu jakieś wyrzutki.- polizał mnie po policzku.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytałam niepewnie.
-Krwi.- powiedział, spoglądając na moją szyję i otworzył szeroko oczy, zaskoczony. -Oblubienica?- szepnął.
-Tak!- powiedziałam pewnie, odtrącając jego dłoń.
-Coś ty taka waleczna?- przycisnął mnie do ściany całym swoim ciałem. -Skoro wiesz jakie są wampiry, powinnaś mi się po prostu oddać.
-Nie ma mowy! Nie upodobniaj się do Kaia.- warknęłam.
-Myślisz, że jest inny?- prychnął. -Każda kobieta, która tu trafiła krzyczała imię swojego wybranka, a on nigdy się nie zjawił.- uśmiechał się do mnie obleśnie.
-Puszczaj mnie!- krzyczałam.
-Hahaha... zwątpiłaś w swojego kochasia?- polizał mnie po szyi.
-Wiesz co się może z tobą stać jeżeli wypijesz ze mnie choćby kropelkę krwi...- stwierdziłam, nie poddając się i nadal się miotałam.
-Myślisz, że cię pomści? Nie wiesz jaki okropny potrafi być wampirzy głód. Prędzej znajdzie sobie inną oblubienicę... pewnie nie będzie taka piękna jak ty aniołku, ani nie będzie jej kochał, ale coś musi jeść.- pocałował mnie.
       Wściekła przegryzłam mu wargę.
-Ał!- dotknął swojej wargi palcami i spojrzał na nie, a potem na mnie. -Takie właśnie lubię... może małe co nie co zanim cię zabije?- jego dłonie spoczęły na moich biodrach.
-C-co?! Nie ma mowy!- starałam się go odepchnąć.
-Może najpierw spuścimy z ciebie troszkę krwi?- zbliżył się do mojej szyi i wbił w nią swoje kły.
        Ból był tak okropny, że zaczęłam krzyczeć. Swoje palce wbiłam w jego ramiona i nie oszczędzałam z krzykiem. Zauważyłam, że w jego pasie spoczywa nóż. Chwyciłam za niego z jękiem i resztkami sił wbiłam go w jego brzuch. Mężczyzna zaskoczony odskoczył ode mnie, wyrywając ze mnie kły. Spojrzałam na niego niewyraźnie i zobaczyłam jak po jego brodzie ścieka krew, a z brzucha pompuje troszkę krwi. Spojrzał na mnie wściekły.
-Ty mała!- ruszył na mnie.
        Przez moją białą koszulkę przebiły się skrzydła. Przeleciałam nad nim, dotykając dłońmi sufitu. Blondyn wpadł na drzwi. Wylądowałam za nim z gracją. Warknął wkurzony i odwrócił się do mnie. Zauważyłam tylko świecące w ciemnościach karmazynowe oczy.
-Zabije cię!- krzyknął stając w pozie bojowej.
        Wampir rzucił się na mnie z prędkością światła. Przeleciałam obok niego i chciałam skierować się do drzwi. Wtedy poczułam jak ktoś mocno ciągnie mnie za włosy. Syknęłam z bólu. Mężczyzna pociągnął mnie za nie, odciągając od drzwi. W tym momencie pozostało mi tylko jedno. Złapałam za nóż i odcięłam swoje włosy, które zostały w dłoniach blondyna. Podbiegłam do drzwi i szybko wyważyłam zamek nożem, dzięki nadnaturalnej sile znajdującej się we mnie. Zdążyłam uciec przed potworem... chociaż sama nie wiem czy po tym jeszcze mnie gonił.