czwartek, 30 lipca 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 3

“Miłość nie boli. Bo to wspaniale móc kogoś kochać. Rozłąka, zerwanie, zdrada, tak, to boli, ale nie miłość. Dla miłości żyjemy.”
Podniosłam się w górę na proste nogi.
-Ola zostań tu.- powiedziałam szeptem i cicho podbiegłam do drzwi balkonowych.
          Jaka ja byłam głupia nie zamykając za sobą drzwi wejściowych. Podeszłam do kanapy i schowałam się za nią. Później skoczyłam i schowałam się za ścianką obok drzwi do przedpokoju. Gdy wyłoniła się twarz uderzam ją z całej siły z zaciśniętej lewej pięści. Bum! Padł. 
          Nim się zorientowałam kto to, chłopak uderzył głową w futrynę i zemdlał. To był Karol. O mój Boże! Co ja najlepszego narobiłam!
-Olu! Chodź tu pomóż mi!- krzyczę do niej.
          Ola przybiegła najszybciej jak potrafiła.
-Co się stało?- skamieniała, gdy zobaczyła nieprzytomnego chłopaka.
-Chodź tu. Pomóż mi go przenieść na kanapę.- powiedziałam biorąc go pod ramie.
          Ola podeszła i wzięła go pod drugie. Przeniosłyśmy go na kanapę. Ola pod nogi podłożyła mu parę poduszek, żeby szybciej się ocknął. Ja pobiegłam szybko do zamrażarki po lód, żeby zrobić mu okład na spuchnięty policzek.
          Podeszłam do kanapy i usiadłam obok jego głowy przyciskając do policzka zimny lód. Złapałam za jego czoło. Był rozpalony.
-Pewnie przyszedł po tabletki na zbicie gorączki.- westchnęłam.
-Co teraz robimy?- zapytała.
-Przytrzymaj ten lód a ja pójdę po dróg.- mruknęłam.
          Poszłam do zamrażarki po kolejny lód i przyłożyłam mu go do czoła. Wzięłam, także tabletki przeciwbólowe i szklankę wody, jakby się obudził.
-Zaraz powinien się ocknąć.- mruknęłam.
-To ja lepiej już pójdę.- powiedziała.
-Dlaczego?- posmutniałam.
-Karol mnie nigdy nie lubił... doskonale o tym wiesz...- mruknęła.
-No dobrze...-powiedziałam a Ola zabrała swój plecak i wyszła.
          To prawda... Karol nigdy nie lubił Oli, ponieważ miała pewne podejrzenia w stosunku do niego. Wiedziała, że miał wiele dziewczyn i się nimi bawił, ale mnie zaślepiła jego dobroć w stosunku do mojego młodszego brata. Grał z nim w piłkę, zapraszał na basen i wychodził z nim na spacery z psem. Wyznał mi, że zawsze chciał mieć młodszego brata.
          Powoli zaczynał się budzić. Jego dłoń zacisnęła się a oczy zmrużyły. Zamrugał parę razy, aż w końcu otworzył swoje granatowe oczy i spojrzał na mnie.
-Dzień dobry śpiący królewiczu.- uśmiechnęłam się.
-Co się stało?- zapytał niemrawo i podniósł się w gore łapiąc się za głowę.
-Nieźle ci przyłożyłam.-mruknęłam podając mu tabletki i szklankę wody.- Masz. Zbije gorączkę.
          Wziął tabletki bez zbędnego mówienia.
-Zgaduje, że właśnie po nie przyszedłeś.- mruknęłam.
-Tak. Pukałem, ale nikt nie otwierał a drzwi były to weszłam... nieźle mi przyłożyłaś- powiedział łapiąc się za obolały policzek.
-Wybacz... przestraszyłam się.-powiedziałam przepraszająco.
-No tak... nie dziwię się. -westchnął.
-Zaprowadzić cie do domu czy sam pójdziesz?- zapytałam.
-Uderzyłaś mnie w twarz.- powiedział stanowczo. -Teraz musisz się mną zająć.
-Dobra...- powiedziałam niechętnie.- Czego chcesz?
-Napić się kakaa, kocyka i pooglądać z tobą telewizję.- mruknął.
-No dobra...- westchnęłam i ruszyłam do kuchni.
          Wsypałam do dwóch kubków kakao i włączyłam ekspres, który spienił mleko. Zamieszałam delikatnie kakao, żeby pianka nie opadła i skoczyłam po koc. Podeszłam do Karola i rozłożyłam na nim koc i podałam mu kakao.
-Mmmm... dobre.- mruknął zadowolony.
-Wiem.- uśmiechnęłam się biorąc łyk kakaa.
-Takie jak robiłaś zawsze.- mruknął zakładając mi kosmyk włosa za ucho.
-Przestań...- powiedziałam łapiąc jego rękę i położyłam ją mu na kolanie.
          Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na "Agentów NCIS". Uwielbiam ten serial.
-Nadal lubisz ten serial?- mruknął niepewnie.
-Tak.- powiedziałam.
          Siedzieliśmy dłuższą chwile cicho, aż do reklam.
-Wiesz kiedy cię zapytałem o to pasemko...-powiedział łapiąc za niebieskie pasemko moich włosów.- Powiedziałaś że jest naturalne... ale czy to na pewno prawda?
-Tak...- westchnęłam.- Nie farbuje włosów jeśli o to chodzi... urodziłam się z nim.
-Trudno w to uwierzyć...- odparł okręcając je sobie wokół palca.
-To uwierz.- mruknęłam obrażona.
-Już się nie fochaj na mnie...- powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Nie focham się...- powiedziałam nie wierząc w to.
          Złapał za mój podbródek i obrócił moją twarz w swoją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy. Chciał złożyć pocałunek na moich wargach, jednak dłonią zakryłam jego usta a on otworzył ze zdumieniem oczy.
"Kto raz cię zranił. Nie zawaha się zrobić tego po raz drugi."
-Co ty robisz?- powiedziałam lekko skrzywiona ściągając rękę z jego ust.
-Jak to? Myślałem, że tego chcesz.- powiedział zdziwiony.
-To się mylisz.-mruknęłam.
-Wiesz...- powalił mnie na kanapę i unieruchomił u góry ręce. -Jeszcze żadna dziewczyna mi nie odmówiła.
-To jestem pierwsza.- powiedziałam dumnie.
          Karol przybliżył się do mojej twarzy i spróbował mnie pocałować. Jednak ja odwróciłam głowę w bok. Karol zjechał ustami od policzka po całej szyi. Zacisnęłam zęby i kolana. Próbowałam się wyrwać, ale nie potrafiłam.
-Znam każdy twój słaby punkt.-mruknął mi do ucha a po tym delikatnie je ugryzł.
          Przeszły przez moje ciało miłe drgawki, ale nie chciałam, żeby to robił.
-Puszczaj!- zaczęłam się wyrywać.
-Spokojnie.- uśmiechnął się złośliwie i włożył rękę pod moją bluzę.
-Przestań!- krzyczałam, ale jego ręka brnęła wyżej w stronę moich piersi.
          Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Jestem uratowana! Karol puścił mnie a ja podeszłam do drzwi. To był Andrzej. Co on tutaj robił tak wcześnie.
-Co ty robisz tak wcześnie w domu?- zapytałam zdziwiona.
-Zwolniłem się.- powiedział ewidentnie zdenerwowany.
          Wszedł do domu w butach i spojrzał na Karola.
-Więc to robisz zamiast chodzić do szkoły?!- powiedział wściekły.
-Nie! To nie tak! On przyszedł tylko po leki. - powiedziałam stanowczo.
-Nie wierzę ci! Dlaczego opuszczasz lekcje?!- był coraz bardziej wściekły.
-Proszę pana.- powiedział wstając Karol. -Znalazłem się tutaj tylko przypadkiem... u mnie zabrakło leków na gorączkę więc pomyślałem, że może ktoś będzie u was w domu i mi je da.
-Więc to tak... - spojrzał na worki z lodem i uspokoił się trochę Andrzej.- Teraz proszę wyjdź.
          Patrzyłam na Karola błagalnie, żeby nie wychodził. Jednak on nie mógł przeciwstawić się mojemu ojczymowi. Wziął tabletki i wyszedł. Teraz to się dopiero rozpęta piekło.
          Andrzej rozluźnił krawat na szyi i spojrzał na mnie wściekły.
-Gdzie byłaś?!- krzyczał.
-W domu.-odpowiedziałam cicho.
-Dlaczego nie było cię w szkole?!- dalej krzyczał. 
-Miałam własne powody.-.powiedziałam jeszcze ciszej.
          Złapał mnie mocno za rękę, tak jakbym miała mu zaraz uciec.
-Jakie powody do cholery?!- krzyczał coraz głośniej.
-Proszę... puść...-jęknęłam wskazując na rękę.
          Andrzej puścił moją rękę i podszedł do pustego kubka po kakale. Rzucił nim w ścianę i usiadł na kanapie.
-Cała twoja wzorowa frekwencja...- targały nim emocje.-Zniszczyłaś to w jeden dzień!
          Ponownie do mnie podszedł tym razem przycisnął mnie do ściany. 
-Wiesz ile muszę się za ciebie wstydzić...? Nie jesteś moim dzieckiem a muszę trzymać cię w domu i karmić. Najchętniej bym cię z niego wyrzucił... ale twoja matka wciąż cię broni. Nie wiem jak ten facet musiał być szpetny skoro spłodził taką dziewuchę jak ty... jeszcze to niebieskie pasemko... - złapał mnie mocno za włosy w miejscu pasemka.- Obrzydza mnie... pójdziesz do fryzjera i je zafarbujesz.
          Powstrzymywałam się od płakania.  Spuściłam jedynie głowę w dół by nie patrzeć w jego wściekłe karmelowe oczy. To bardzo mnie zabolało. Powoli odeszłam w stronę swojego pokoju i zamknęłam się w nim na klucz. Położyłam się do łóżka, zakryłam cała kołdrą i zaczęłam płakać.
          Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Znów obudziłam się w tym śnie. Rozmawialiśmy o zadaniu z matematyki. Jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że oni mnie nie słyszą. Stanęłam przed nimi i zaczęłam machać rękami, jednak to nic nie dało. Usłyszałam tuczące się szkło i odwróciłam się przerażona. Wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. 
          Wleciał rozbitym oknem i delikatnie stanął na podłodze. Miał wzrok spuszczony w dół i ręce w kieszeniach. Po chwili jego wzrok przebił mi serce.
          Obudziłam się z ciężkim oddechem i spojrzałam dookoła. 
-Co jest ze mną nie tak.- mruknęłam cicho do siebie i wstałam.
          Zobaczyłam na zegarek. Była piąta. Długo sobie pospałam. Usłyszałam krzyki z dołu. To był mój brat. Pewnie Andrzej się z nim bawił. Nie chciałam schodzić na dół więc włączyłam keyboard i zaczęłam grać, żeby się uspokoić. 
          Po chwili zawołała mnie na obiad mama. Zeszłam na dół i w ciszy zjadłam obiad. Andrzej cały czas mnie obserwował. W pewnym momencie powiedział.
-Wiesz, że twoja córka uciekła dzisiaj z lekcji?
          Skamieniałam... nie wiedziałam co powiedzieć.
-Klaudia...?-w głosie mamy słychać niepokój. -Czy to prawda?
          Przełknęłam obiad, który utknął mi w gardle.
-Tak... to prawda.- wydusiłam z siebie.
-Dlaczego?- powiedziała zdenerwowana.
-Bo jest idiotką!- powiedział zadowolony Andrzej. -Mówiłem ci już wcześniej, żeby oddać ją do domu dziecka.
          Spuściłam głowę i poczułam mocne ukucie w klatce piersiowej.
-Andrzej... rozmawialiśmy o tym... to moja córka.- westchnęła moja mama.
-Hańbi tylko moją rodzinę! Nie chce jej tutaj!- powiedział podwyższonym tonem.
          Wstałam od stołu wciąż ze spuszczoną głową.
-Dziękuję za posiłek.- wydusiłam z trudem z siebie.
-Gdzie idziesz?! Nie skończyliśmy rozmawiać!- krzyknął do mnie Andrzej.
-Ja skończyłam.- burknęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
          Gdy wbiegałam po schodach nie byłam już w stanie powstrzymywać łez. Słyszałam jak Andrzej za mną biegł. Wbiegłam do pokoju i szybko zamknęłam je na klucz. On zaczął walić w drzwi z całej siły a ja zjechałam po nich w dół i siedziałam z głową schowaną w kolanach. Cały czas płakałam. Mama przybiegła i zaczęła go uspokajać. On aż tak bardzo mnie nienawidzi... dlaczego? Zadawałam sobie to pytanie, ale nigdy nie znalazłam odpowiedzi. 
          Kiedy Andrzej już odszedł położyłam się do łóżka i zaczęłam myśleć. Jutro nie idę do szkoły tylko jadę na jakiś bardzo ważny bankiet razem z Andrzejem. Twierdzi on, że jedyne co potrafię to utrzymywać się na wysokich szpilkach.
          Zawsze gdy skończę płakać bardzo chce mi się spać i to właśnie zrobiłam. Znów ten sam sen. Chłopak wylądował i spojrzał na mnie. Był ubrany w karmelową marynarkę, białą bluzkę w serek i jeansy. Jego oczy były niebieskie jak ocean... albo coś jeszcze bardziej niebieskiego. Nie do opisania były jego piękne oczy spoglądające na mnie spod wachlarzu rzęs. Miał blond średniej długości włosy w nieco ciemniejsze od koloru włosów pasemka.
          Zaraz obok niego wylądowało dwóch chłopaków. Z lewej rudy chłopak o lekko kręconych włosach. Miał na sobie szarą bluzę z czarnym podkoszulkiem i ciemne spodnie. Z prawej strony stał chłopak o granatowych prostych krótkich włosach, co bardzo mnie zdziwiło. Miał na sobie prawdopodobnie szkolny mundurek.
          Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać. Wydawało się, że chłopak o blond włosach rusza prosto na mnie, jednak... przeszedł przeze mnie?! Obróciłam się a on zaatakował Czarka. Przycisnął go do ściany i... wbił mu kły w szyje. Z wrażenia usiadłam na ziemi i zaczęłam krzyczeć, jednak nikt mnie nie słyszał. Dwoje pozostałych chłopaków zatrzymywali resztę uczniów, żeby nie uciekli. Gdy blondyn puścił Czarka szybko do niego podbiegłam. Czarek leżał na ziemi ledwo oddychając. Zobaczyłam na jego ranę na szyi z której pod dużym ciśnieniem wypływała krew. Urwałam kawałek jego koszulki i przycisnęłam do rany.
-Klaudia... ja umrę...- powiedział ledwie słyszalnym głosem.
-Nie! Wcale nie!- powiedziałam do niego ze łzami w oczach. -Nawet tak nie mów.
          Przyłożył mi dłoń do policzka i uśmiechnął się delikatnie. Jego dłoń powoli zaczęła się ześlizgiwać z mojego policzka i upadła na ziemie a oczy Czarka zamknęły się. Zaczęłam nim trząść.
-Nie! Czarek nie!- krzyczałam, ale to nic nie dawało.
          Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam głośno szlochać.
          Nagle usłyszałam jakiś cichy piskliwy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak przez mgłę. To była wielkości mojego palca wskazującego wróżka. Przecież to niemożliwe... one nie istnieją...
-To wszystko wydarzy się już w czwartek.- powiedziała swoim piskliwym głosikiem.


środa, 29 lipca 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 2

"Uczucia są niebezpieczne. Jeśli zaczyna się coś czuć, traci się odporność."
          Śniło mi się, że przechodziłam się korytarzem szkolnym na drugim piętrze. Zwrócona byłam ku moim przyjaciołom. Rozmawialiśmy o zadaniu domowym z matematyki, gdy nagle usłyszałam tuczące się szkoło. Odwróciłam się, ale nic nie zobaczyłam bo zadzwonił właśnie budzik.
          Wstałam i złapałam się za głowę. To był ten sam sen, który śnił mi się wczoraj, tylko było w nim więcej szczegółów. Byłam lekko zmieszana.
          Wyszłam z pokoju i weszłam do pokoju brata.
-Bu!- krzyknęłam rzucając się na jego łóżko.
-Łaaa!- krzyknął przerażony i zaczął się rzucać w lewo i prawo.
-Spokojnie... to tylko ja.- uśmiechnęłam się wciskając się pod jego kołdrę.
-Co ty robisz?!- powiedział trochę zdenerwowany.
-Budzę cię.- zaśmiałam się cicho.
-Nie chce mi się wstawać.- mruknął przewracając się na drugi bok.
-No to zaraz będziesz chciał.- powiedziałam ze złośliwym uśmiechem i zaczęłam go gilgotać.
-Hahaha... przestań! Proszę!.- mówił przez śmiech.
-A wstaniesz?- zapytałam przestając go gilgotać.
-Tak, tak!- powiedział z ulgą biorąc głębokie oddechy, żeby uspokoić śmiech.
          Wstałam z łóżka i przerzuciłam go sobie przez ramie.
-Idziemy na dół.- zaśmiałam się.
-Puść mnie! Puść mnie!- krzyczał.
          Lekko puściłam jego nogi, żeby się przestraszył i szybko je złapałam.
-Łaaa! Nie puszczaj!- krzyczał.
-Zdecyduj się.- zaśmiałam się i zeszłam po schodach.
          Gdy postawiłam go na ziemi, zaczął mnie bić i usiadł na krześle przy wyspie w kuchni. Włożyłam naleśniki do mikrofalówki i zagrzałem je. Kiedy mikrofala zapikała, wyciągnęłam z niej naleśniki. Wyciągnęłam z szafki cukier puder i dżem malinowy z lodówki. Jego naleśnika posypałam cukrem pudrem a swojego posmarowałam dżemem malinowym i je zawinęłam. Podałam mu talerz i usiadłam obok. 
-Julka jest głupia.- mruknął biorąc gryza naleśnika.
          Julia jest w wieku mojego brata. Ma rude, długie, lekko kręcone włosy i zielone oczy. Mieszka w domu obok nas. Jest bardzo bogata i rozpieszczona, ale potrafi być dla mnie miła. Wiele razy uciekał do nas jej pies Luck'i, który tez mnie bardzo lubi bo często się z nim bawię. Byłam w związku z jej bratem, który nazywa się Karol. Jest ode mnie o dwa lata starszy. Jest ciemnym blondynem o ciemno niebieskich oczach. Byliśmy ze sobą tylko dwa tygodnie, ponieważ on się mną tylko bawił i sam powiedział mi to prosto w oczy -"Chciałem zasmakować dziewczyny z sąsiedztwa." Było to dwa lata temu... zanim poznałam Wiktora.
-Dlaczego?- mruknęłam wzdychając.
-Kiedy do niej przychodzę to strasznie się rządzi i...- w tym momencie się wyłączyłam i zaczęłam jeść mojego naleśnika.
-Zamknij już tą jadaczkę i jedz bo się spóźnisz.- powiedziałam stanowczo.
-Dobra, dobra.- mruknął i zaczął jeść.
          Zjadłam i włożyłam talerz do zmywarki. Poszłam do łazienki, umyłam się i ogarnęłam włosy. Przyszłam do pokoju i założyłam czarne legginsy z Nike "Just Do It" i szarą bluzę z tej samej firmy. 
          Zeszłam z plecakiem po schodach na dół i poszłam do przedpokoju. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Był to kolega Piotrka - Mikołaj. Był wyższy od Piotrka i trochę masywniejszy. Miał brązowe włosy i oczy.
-Cześć Klaudia. Przyszedłem po Piotrka.- uśmiechnął się.
-Cześć Mikołaj. Piotrek zaraz zejdzie.- uśmiechnęłam się. 
          Usłyszałam jak Piotrek szybko zbiegł na dół bo usłyszał głos Mikołaja.
-Pa Klaudia.- powiedział i razem z Mikołajem wyszli.
-Pa, pa.- uśmiechnęłam się i pomachałam do niego, gdy wyszedł za furtkę.
          Założyłam na nogi niebieskie Jordany firmy Nike i wyszłam z domu. Większość ludzi uważa, że dostaje co chce bo mam bogatego ojczyma, ale to nie prawda... na wszystkie rzeczy muszę zapracować sama. Niektórzy uważają, że jestem tylko pustą blondynką, która cały czas się śmieje... może jest w tym jakaś racja.
          Szłam tą samą drogą do szkoły co wczoraj, przed wczoraj, tydzień temu i miesiąc temu... nic się tu nie zmieniło. Drzewa są na swoich miejscach i bacznie obserwują wszystkich przechodniów. Odczuwam nostalgię.
          Dziś lekcje zaczynam od plastyki, z której nie jestem najlepsza, ale się staram... Nauczycielka od tego przedmiotu nie jest do końca normalna... Zawsze na jej lekcjach wkładam słuchawkę do jednego ucha i nic nie robię, ale mam 6 na ładne oczy.
          Zadzwonił dzwonek i wszyscy przenieśliśmy się pod następną klasę. Patrzyłam na biedną Ole, która ledwo dawała sobie radę powstrzymując płacz. wiedziałam doskonale jak to jest... Podeszłam do niej i zaproponowałam pójście do toalety. Zgodziła się. Gdy weszłam do toalety sprawdziłam czy nikogo nie ma a Ola zalała się łzami. Nie mogłam nic zrobić, wiedziałam, że to ponad moje siły więc przytuliłam ją tylko i dałam się wypłakać.
          Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje rozeszłyśmy się do innych klas. Ja na angielski a Ola na informatykę. Z angielskiego jak się postaram to mogę mieć na luzie 5 bo pisze piosenki po angielsku. Ale mało interesowało mnie co mówiła nauczycielka. Zastanawia mnie co w tym śnie zbiło szkło. Jaki jest ciąg dalszy? Nurtowały mnie takie pytania.
          Zadzwonił dzwonek na przerwę. Kolejna lekcja to religia. Ola siedziała pod klasą zwinięta prawie że w kłębek. Podeszłam do niej i zapytałam czy znów ma potrzebę iść do toalety. Pokiwała głową na tak.
          Poszłyśmy razem do łazienki i jej zaproponowałam:
-Może byśmy się zerwały z lekcji i trochę rozerwały. -uśmiechnęłam się do niej przyjacielsko.
-Klaudia... ale twoja wzorowa frekwencja...- powiedziała zmartwiona.
-O to się nie martw...- mruknęłam z uśmiechem.
-Ale Andrzej cię zabije...- powiedziała stanowczo.
-Jakoś to przeboleje.- powiedziałam trochę przejęta. -A teraz idziemy.
-No dobra...- powiedziała nie do końca przekonana.
          Ola jest osobą, która uczucia tłumi w sobie. Nie lubi się uzewnętrzniać. Jest z Michałem prawie pół roku. Często się kłócą, ale wiem, że to najczęściej wina Oli jednak tym razem przesadził... spotkał się z Marysią chociaż Ola tak bardzo prosiła, żeby tego nie robił.
          Poszliśmy na lody do niedalekiej lodziarni. Weszłyśmy i zajęłyśmy miejsca z daleka od okna, żeby żaden nauczyciel nas nie zobaczył. Wzięłam sobie gałkę lodów mojito i maliny a Ola czekolady i truskawki. Kasjer znał mnie i lubił. Nie zadawał pytań dlaczego nie ma nas w szkole.
          Nagle coś zabrzęczało w kieszeni mojej bluzy. To telefon. Kacper do mnie napisał.
-"Ładnie to tak uciekać z lekcji?"
          Gdy pokazałam go Oli obje zaczęłyśmy się śmiać. Odpisałam mu.
-"Wiesz jak jest. Musiałam trochę poprawić humor Oli."
          Jadłyśmy lody i rozmawiałyśmy o nieistotnych rzeczach... byle by nie schodzić na temat Michała.
          Dostałam kolejną wiadomość od Kacpra.
-"Jasne. Na razie was kryjemy i mówimy, że jesteście na próbie do konkursu piosenki angielskiej."
          Zapomniałam, że moja klasa jest najlepsza pod słońcem i będzie nas kryć.
-"Dziękuje."
          Po zjedzeniu lodów poszłyśmy do mojego domu. Weszłam do kuchni.
-Chcesz coś do picia?- zapytałam nalewając sobie do kubka soku pomarańczowego.
-To co ty.- jeden z jej kącików ust uniósł się lekko w górę.
          Nalałam jej soku i podałam. Usiadłyśmy w salonie na kanapie i włączyłam nasz ulubiony film -"Igrzyska Śmierci". Obiecałam jej, że przeczytam książkę, ale jakoś mi się do tego nie pali. Mam wszystkie trzy części w pokoju. Dostałam je od niej na urodziny rok temu i do tej pory nawet ich nie ruszyłam.
          Po skończeniu filmu zaproponowałam jej, żebyśmy wyszły na zewnątrz i posiedziały na świeżym powietrzu. Zgodziła się.
          Ogród był wielki. Rosły w nim czerwone róże a trawa zawsze była zielona i równo przycięta. Rosła w nim duża wierzba pod, którą stała ławka. Często przychodzę tam myśleć.
          Położyłyśmy się na trawie twarzami w stronę nieba. Ola włączyła na telefonie piosenkę naszego ulubionego zespołu The Wanted. Rozmawiałyśmy o czymś i o niczym.
          Gdy spojrzałam w czyste niebo zobaczyłam tam piękne, niebieskie oczy. Zerwałam się i popatrzyłam dookoła przerażona.
-Co się stało?- zapytała Ola.
-Nie... nic. Coś mi się przywidziało.- złapałam się za głowę i siedziałam tak przez chwilę
          Najpierw ten sen... teraz te oczy... zaczynam się bać. Położyłam się na trawie, ale tym razem twarzą do Oli. Zamknęłam oczy i nagle usłyszałam, że drzwi wejściowe się otworzyły.

niedziela, 26 lipca 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 1

"Czasami stary świat musi się nam zawalić, byśmy mogli budować nowy"
          Dzień jak co dzień. Wstałam, obudziłam brata i zrobiłam nam śniadanie - płatki na mleku. Brat jak zwykle narzekał, że mleko jest za ciepłe. Zignorowałam to, zjadłam śniadanie i umyłam się.
          Nasz dom był bardzo prestiżowy i nowoczesny. Zawsze było w nim dużo światła. Po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się duża kuchnia z wyspą na środku. Niedaleko kuchni znajdowała się jadalnia z dziesięcioosobowym stołem. Za jadalnią mieściły się lekko zakręcone w prawo schody z ciemnego drewna. Naprzeciwko wejścia do domu stał duży czarny fortepian, który kupił mi Andrzej na 7 urodziny. Kawałek przed fortepianem stał duży, biały, skórzany narożnik przed, którym powieszony był sześćdziesięcio calowy telewizor. Obok kuchni stała ścianka, do której wbudowane było trzystu litrowe, dobrze zadbane akwarium.
          Dziś jest dość ciepło, ponieważ to już prawie czerwiec i co za tym idzie... koniec szkoły! Założyłam na siebie spodnie w stylu tzw. "na powodzian" i niczym nie wyróżniającą się białą bluzkę.
          Mój pokój był wielki i przestrzenny. W centrum pokoju znajdowało się duże dwuosobowe łóżko a na prawej ścianie wielka szafa z lustrzanymi drzwiami obok, której stał keyboard. Na lewej ścianie zaraz obok biurka stał regał z książkami i nutami. Koło łóżka znajdowało się duże okno przez, które mogłam dostać się na dach domu.
          Brat wyszedł pierwszy do szkoły bo przyszli po niego koledzy za to ja zostałam sama. Zamknęłam wielką wille i szłam do szkoły między dużymi, zielonymi drzwiami. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam listę - "Droga do szkoły".
          W drodze do szkoły przypomniało mi się, że tej nocy nie spałam najlepiej... miałam dwa sny. W pierwszym śniła mi się leżąca w swojej sypialni babcia. Desperacko pytałam co u niej, gdzie teraz jest, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Babcia zmarła 3 lata temu po bardzo poważnej operacji. Drugi sen zaś był o wampirach. Nie pamiętam go dokładnie, tylko mam przebłyski w umyśle.
          Chwile później byłam już w szkole. Był poniedziałek, 25 maj, lekcje zaczynały się od godziny wychowawczej. Chodziłam do klasy z najwyższym poziomem. Pamiętam, że pani jak zwykle krzyczała na nas z powodu naszego zachowania na lekcjach. To prawda zostawiało sobie wiele do życzenia, ale lubiłam je. Przez pozostałe siedem godzin w szkole nie działo się nic szczególnego.
          Po godzinie piętnastej byłam już w domu. Wróciłam styrana po całym dniu w szkole a moja mama do tego jeszcze prawiła mi kazania, że nie umyłam talerzy po śniadaniu. Postanowiłam mieć wyrąbane na nią i miałam zamiar iść do pokoju, ale Andrzej, mój ojczym, zdążył mnie przed tym upomnieć, żebym miała szacunek do matki. 
          Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam plecak w kąt. Wzięłam rzeczy na przebranie, ponieważ miałam zamiar wziąć prysznic po tych dwóch ciężkich W-F'ach.
          Przyszłam do pokoju z ręcznikiem na głowie i weszłam na telefon, żeby z kimś popisać. Oczywiście pierwszy na liście był mój "starszy brat" Kacper. Mój dobry przyjaciel. Zaczęłam z nim pisać i pożaliłam się o sytuacji z mamą.
          Pomyślałam, że przytoczę wam trochę informacji o mojej osobie. Mam na imię Klaudia, 15 lipca kończę szesnaście lat. Po odejściu mojej babci wpadłam w depresje, jednak nikt z mojej rodziny o niej nie wie, jedynie moi przyjaciele. Umiem grać na fortepianie, gitarze akustycznej i elektrycznej. Mam irytującego młodszego brata, który nazywa się Piotr. Mój tato był alkoholikiem, kiedy miałam 6 lat potrąciło go auto i zmarł. W tym czasie nauczył mnie strzelać z łuku i pokazał podstawy gry na fortepianie. Rok później moja mama poznała Andrzeja. Był to bogaty lekarz, który związał się z moją mamą prawdopodobnie dlatego, że doszło między nimi do wpadki - "Mojego brata". Zawodowo trenuje Taekwon-do i mam za sobą wygrane zawody ogólno-polskie. A jeżeli chodzi o miłość... to omijam ją szerokim łukiem. Jestem po ogromnym zawodzie miłosnym i aż do tej pory nie potrafiłam się z nikim związać a minął już rok od naszego zerwania. Wszystkich chłopaków z mojej klasy traktuje jak przyjaciół i nic poza tym. Mam najlepszą klasę pod słońcem i trudno będzie mi się w tym roku z nimi rozdzielić.
          Odrobiłam lekcje i weszłam na Tumblr'a - "http://szukamciewmoichsnach.tumblr.com/". Jest to blog black&white. O tym blogu wie niewiele mi bliskich osób. Poznałam tam wielu ludzi z takimi samymi problemami jak moje, którzy bardzo mi pomogli.
          Nim się obejżałam było już po godzinie dwudziestej. Nagle zadzwonił mój telefon. Była to moja najlepsza przyjaciółka Ola.
-Halo?- powiedziałam przyjacielsko.
-Klaudia... masz czas...? Możesz wyjść?- mówiła przez płacz.
-Olu... co się stało?- byłam przerażona.
-Wyjdź przed dom... ja już czekam.- mówiła drżącym głosem.
-Daj mi chwile. Zaraz będę.- mruknęłam przejęta.
          Ola jest szczupłą i wysoka. Ma długie, kręcone, kruczo czarne włosy i ciemne brązowe oczy. Z charakteru jest miła i dowcipna, ale potrafi być zimną suką jak kogoś nie lubi. Potrafi poprawić mi humor nawet, gdy wszystko wali mi się na głowę. Jest także uparta. Lubi postawić na swoim i nie przekonają ją żadne argumenty.
          Zarzuciłam na siebie bluzę z kapturem, który założyłam na głowę i zeszłam po schodach na dół. Andrzej siedział tam i czytał gazetę.
-Gdzie się wybierasz o tej godzinie?- powiedział zimnym tonem.
-A co cię to obchodzi?- burknęłam do niego, włożyłam buty i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
          Podbiegłam do wielkiej furtki, otworzyłam ja i przytuliłam Ole. Stałyśmy tak przez 5 minut. Wiedziałam, że Andrzej patrzy przez okno, ale nie miałam ochoty się w tym momencie z nim kłócić. 
          Usiadłam z Olą na schodach przed domem.
-Co jest?- zapytałam delikatnie.
-Michał... Michał jest...- tylko tyle z siebie wydusiła.
-Co ten frajer tym razem zrobił?-powiedziałam zdenerwowana. Naprawdę nienawidziłam tego chłopaka. Już raz ze sobą zrywali i mogli do siebie juz nie wracać.
-Powiedział, że nie ma dla mnie czasu a wyszedł z Maryśką... - mówiła pociągając nosem.
-Znowu to samo... po co ty do niego wracałaś... tylko wiecznie przychodzisz do mnie z płaczem jeśli chodzi o niego...- mruknęłam podirytowana.
-Bo go kocham...-mruknęła patrząc tymi zapłakanymi oczami prosto w moje.
          Przytuliłam ją mocno do siebie i dałam się jej wypłakać. Mówiła mi jak bardzo go kocha i jak bardzo chce z nim być. Starałam się ją uspokoić.
          Siedziałyśmy tak jeszcze przez godzinę, dopóki jej mama zadzwoniła i kazała jej wracać do domu.
          Gdy weszłam do domu Andrzej leżał już w pokoju z moją mamą. Zamknęłam drzwi na trzy zamki i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i włożyłam słuchawki do uszu. Myślałam o wszystkim a najbardziej o Michale. Chciałam go w tym momencie udusić za to, że Ola cały czas przez niego płacze. 
          Nie mogłam zasnąć więc wzięłam koc i wyszłam na dach oglądać gwiazdy. Uwielbiam patrzeć w niebo. Świecące gwiazdy na granatowym niebie. To jedno z najpiękniejszych zjawisk na świecie.
"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."
          Spojżałam na zegarek. Było już po północy. Stwierdziłam, że najwyższy czas, żeby się położyć. Gdy schodziłam do pokoju wydawało mi się, że widziałam jakąś postać. Od pewnego czasu czuję czyjąś obecność. 
          Wpełzłam pod kołdrę. Do snu utulił mnie zimny powiew wiatru.
  


"Sweet Bloody Roses" - Prolog

Akcja rozgrywa się w maju 2016 roku. Pewnej nocy zwykłej dziewczynie ze zwykłego miasta, przyśniło się, że do jej szkoły wpadnie grupa wampirów, która będzie chciała zabić jej przyjaciół. Na początku nie do końca wierzy, że to może się wydarzyć... jednak podczas snu spotyka niezwykłą istotę "Wróżkę Czasu", która obwieściła jej, że to wszystko się wydarzy... już za 2 dni?! Co zrobi Klaudia? Czy odda własne życie za życie przyjaciół? Co zajdzie między nią a przystojnym niebieskookim wampirem? Tego dowiecie się już w następnych rozdziałach.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Do napisanie tej książki zainspirował mnie niesamowity sen o wampirach, który przyśnił mi się pewnej nocy. Opowiadanie to piszę wspólnie z niesamowita osóbką, która we wszystkim mi pomaga-"Makaronik". Książka ma w sobie odłamki moich własnych przeżyć.
Miłego czytania ^^