czwartek, 30 lipca 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 3

“Miłość nie boli. Bo to wspaniale móc kogoś kochać. Rozłąka, zerwanie, zdrada, tak, to boli, ale nie miłość. Dla miłości żyjemy.”
Podniosłam się w górę na proste nogi.
-Ola zostań tu.- powiedziałam szeptem i cicho podbiegłam do drzwi balkonowych.
          Jaka ja byłam głupia nie zamykając za sobą drzwi wejściowych. Podeszłam do kanapy i schowałam się za nią. Później skoczyłam i schowałam się za ścianką obok drzwi do przedpokoju. Gdy wyłoniła się twarz uderzam ją z całej siły z zaciśniętej lewej pięści. Bum! Padł. 
          Nim się zorientowałam kto to, chłopak uderzył głową w futrynę i zemdlał. To był Karol. O mój Boże! Co ja najlepszego narobiłam!
-Olu! Chodź tu pomóż mi!- krzyczę do niej.
          Ola przybiegła najszybciej jak potrafiła.
-Co się stało?- skamieniała, gdy zobaczyła nieprzytomnego chłopaka.
-Chodź tu. Pomóż mi go przenieść na kanapę.- powiedziałam biorąc go pod ramie.
          Ola podeszła i wzięła go pod drugie. Przeniosłyśmy go na kanapę. Ola pod nogi podłożyła mu parę poduszek, żeby szybciej się ocknął. Ja pobiegłam szybko do zamrażarki po lód, żeby zrobić mu okład na spuchnięty policzek.
          Podeszłam do kanapy i usiadłam obok jego głowy przyciskając do policzka zimny lód. Złapałam za jego czoło. Był rozpalony.
-Pewnie przyszedł po tabletki na zbicie gorączki.- westchnęłam.
-Co teraz robimy?- zapytała.
-Przytrzymaj ten lód a ja pójdę po dróg.- mruknęłam.
          Poszłam do zamrażarki po kolejny lód i przyłożyłam mu go do czoła. Wzięłam, także tabletki przeciwbólowe i szklankę wody, jakby się obudził.
-Zaraz powinien się ocknąć.- mruknęłam.
-To ja lepiej już pójdę.- powiedziała.
-Dlaczego?- posmutniałam.
-Karol mnie nigdy nie lubił... doskonale o tym wiesz...- mruknęła.
-No dobrze...-powiedziałam a Ola zabrała swój plecak i wyszła.
          To prawda... Karol nigdy nie lubił Oli, ponieważ miała pewne podejrzenia w stosunku do niego. Wiedziała, że miał wiele dziewczyn i się nimi bawił, ale mnie zaślepiła jego dobroć w stosunku do mojego młodszego brata. Grał z nim w piłkę, zapraszał na basen i wychodził z nim na spacery z psem. Wyznał mi, że zawsze chciał mieć młodszego brata.
          Powoli zaczynał się budzić. Jego dłoń zacisnęła się a oczy zmrużyły. Zamrugał parę razy, aż w końcu otworzył swoje granatowe oczy i spojrzał na mnie.
-Dzień dobry śpiący królewiczu.- uśmiechnęłam się.
-Co się stało?- zapytał niemrawo i podniósł się w gore łapiąc się za głowę.
-Nieźle ci przyłożyłam.-mruknęłam podając mu tabletki i szklankę wody.- Masz. Zbije gorączkę.
          Wziął tabletki bez zbędnego mówienia.
-Zgaduje, że właśnie po nie przyszedłeś.- mruknęłam.
-Tak. Pukałem, ale nikt nie otwierał a drzwi były to weszłam... nieźle mi przyłożyłaś- powiedział łapiąc się za obolały policzek.
-Wybacz... przestraszyłam się.-powiedziałam przepraszająco.
-No tak... nie dziwię się. -westchnął.
-Zaprowadzić cie do domu czy sam pójdziesz?- zapytałam.
-Uderzyłaś mnie w twarz.- powiedział stanowczo. -Teraz musisz się mną zająć.
-Dobra...- powiedziałam niechętnie.- Czego chcesz?
-Napić się kakaa, kocyka i pooglądać z tobą telewizję.- mruknął.
-No dobra...- westchnęłam i ruszyłam do kuchni.
          Wsypałam do dwóch kubków kakao i włączyłam ekspres, który spienił mleko. Zamieszałam delikatnie kakao, żeby pianka nie opadła i skoczyłam po koc. Podeszłam do Karola i rozłożyłam na nim koc i podałam mu kakao.
-Mmmm... dobre.- mruknął zadowolony.
-Wiem.- uśmiechnęłam się biorąc łyk kakaa.
-Takie jak robiłaś zawsze.- mruknął zakładając mi kosmyk włosa za ucho.
-Przestań...- powiedziałam łapiąc jego rękę i położyłam ją mu na kolanie.
          Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na "Agentów NCIS". Uwielbiam ten serial.
-Nadal lubisz ten serial?- mruknął niepewnie.
-Tak.- powiedziałam.
          Siedzieliśmy dłuższą chwile cicho, aż do reklam.
-Wiesz kiedy cię zapytałem o to pasemko...-powiedział łapiąc za niebieskie pasemko moich włosów.- Powiedziałaś że jest naturalne... ale czy to na pewno prawda?
-Tak...- westchnęłam.- Nie farbuje włosów jeśli o to chodzi... urodziłam się z nim.
-Trudno w to uwierzyć...- odparł okręcając je sobie wokół palca.
-To uwierz.- mruknęłam obrażona.
-Już się nie fochaj na mnie...- powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Nie focham się...- powiedziałam nie wierząc w to.
          Złapał za mój podbródek i obrócił moją twarz w swoją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy. Chciał złożyć pocałunek na moich wargach, jednak dłonią zakryłam jego usta a on otworzył ze zdumieniem oczy.
"Kto raz cię zranił. Nie zawaha się zrobić tego po raz drugi."
-Co ty robisz?- powiedziałam lekko skrzywiona ściągając rękę z jego ust.
-Jak to? Myślałem, że tego chcesz.- powiedział zdziwiony.
-To się mylisz.-mruknęłam.
-Wiesz...- powalił mnie na kanapę i unieruchomił u góry ręce. -Jeszcze żadna dziewczyna mi nie odmówiła.
-To jestem pierwsza.- powiedziałam dumnie.
          Karol przybliżył się do mojej twarzy i spróbował mnie pocałować. Jednak ja odwróciłam głowę w bok. Karol zjechał ustami od policzka po całej szyi. Zacisnęłam zęby i kolana. Próbowałam się wyrwać, ale nie potrafiłam.
-Znam każdy twój słaby punkt.-mruknął mi do ucha a po tym delikatnie je ugryzł.
          Przeszły przez moje ciało miłe drgawki, ale nie chciałam, żeby to robił.
-Puszczaj!- zaczęłam się wyrywać.
-Spokojnie.- uśmiechnął się złośliwie i włożył rękę pod moją bluzę.
-Przestań!- krzyczałam, ale jego ręka brnęła wyżej w stronę moich piersi.
          Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Jestem uratowana! Karol puścił mnie a ja podeszłam do drzwi. To był Andrzej. Co on tutaj robił tak wcześnie.
-Co ty robisz tak wcześnie w domu?- zapytałam zdziwiona.
-Zwolniłem się.- powiedział ewidentnie zdenerwowany.
          Wszedł do domu w butach i spojrzał na Karola.
-Więc to robisz zamiast chodzić do szkoły?!- powiedział wściekły.
-Nie! To nie tak! On przyszedł tylko po leki. - powiedziałam stanowczo.
-Nie wierzę ci! Dlaczego opuszczasz lekcje?!- był coraz bardziej wściekły.
-Proszę pana.- powiedział wstając Karol. -Znalazłem się tutaj tylko przypadkiem... u mnie zabrakło leków na gorączkę więc pomyślałem, że może ktoś będzie u was w domu i mi je da.
-Więc to tak... - spojrzał na worki z lodem i uspokoił się trochę Andrzej.- Teraz proszę wyjdź.
          Patrzyłam na Karola błagalnie, żeby nie wychodził. Jednak on nie mógł przeciwstawić się mojemu ojczymowi. Wziął tabletki i wyszedł. Teraz to się dopiero rozpęta piekło.
          Andrzej rozluźnił krawat na szyi i spojrzał na mnie wściekły.
-Gdzie byłaś?!- krzyczał.
-W domu.-odpowiedziałam cicho.
-Dlaczego nie było cię w szkole?!- dalej krzyczał. 
-Miałam własne powody.-.powiedziałam jeszcze ciszej.
          Złapał mnie mocno za rękę, tak jakbym miała mu zaraz uciec.
-Jakie powody do cholery?!- krzyczał coraz głośniej.
-Proszę... puść...-jęknęłam wskazując na rękę.
          Andrzej puścił moją rękę i podszedł do pustego kubka po kakale. Rzucił nim w ścianę i usiadł na kanapie.
-Cała twoja wzorowa frekwencja...- targały nim emocje.-Zniszczyłaś to w jeden dzień!
          Ponownie do mnie podszedł tym razem przycisnął mnie do ściany. 
-Wiesz ile muszę się za ciebie wstydzić...? Nie jesteś moim dzieckiem a muszę trzymać cię w domu i karmić. Najchętniej bym cię z niego wyrzucił... ale twoja matka wciąż cię broni. Nie wiem jak ten facet musiał być szpetny skoro spłodził taką dziewuchę jak ty... jeszcze to niebieskie pasemko... - złapał mnie mocno za włosy w miejscu pasemka.- Obrzydza mnie... pójdziesz do fryzjera i je zafarbujesz.
          Powstrzymywałam się od płakania.  Spuściłam jedynie głowę w dół by nie patrzeć w jego wściekłe karmelowe oczy. To bardzo mnie zabolało. Powoli odeszłam w stronę swojego pokoju i zamknęłam się w nim na klucz. Położyłam się do łóżka, zakryłam cała kołdrą i zaczęłam płakać.
          Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Znów obudziłam się w tym śnie. Rozmawialiśmy o zadaniu z matematyki. Jednak w pewnym momencie zrozumiałam, że oni mnie nie słyszą. Stanęłam przed nimi i zaczęłam machać rękami, jednak to nic nie dało. Usłyszałam tuczące się szkło i odwróciłam się przerażona. Wtedy zobaczyłam go po raz pierwszy. 
          Wleciał rozbitym oknem i delikatnie stanął na podłodze. Miał wzrok spuszczony w dół i ręce w kieszeniach. Po chwili jego wzrok przebił mi serce.
          Obudziłam się z ciężkim oddechem i spojrzałam dookoła. 
-Co jest ze mną nie tak.- mruknęłam cicho do siebie i wstałam.
          Zobaczyłam na zegarek. Była piąta. Długo sobie pospałam. Usłyszałam krzyki z dołu. To był mój brat. Pewnie Andrzej się z nim bawił. Nie chciałam schodzić na dół więc włączyłam keyboard i zaczęłam grać, żeby się uspokoić. 
          Po chwili zawołała mnie na obiad mama. Zeszłam na dół i w ciszy zjadłam obiad. Andrzej cały czas mnie obserwował. W pewnym momencie powiedział.
-Wiesz, że twoja córka uciekła dzisiaj z lekcji?
          Skamieniałam... nie wiedziałam co powiedzieć.
-Klaudia...?-w głosie mamy słychać niepokój. -Czy to prawda?
          Przełknęłam obiad, który utknął mi w gardle.
-Tak... to prawda.- wydusiłam z siebie.
-Dlaczego?- powiedziała zdenerwowana.
-Bo jest idiotką!- powiedział zadowolony Andrzej. -Mówiłem ci już wcześniej, żeby oddać ją do domu dziecka.
          Spuściłam głowę i poczułam mocne ukucie w klatce piersiowej.
-Andrzej... rozmawialiśmy o tym... to moja córka.- westchnęła moja mama.
-Hańbi tylko moją rodzinę! Nie chce jej tutaj!- powiedział podwyższonym tonem.
          Wstałam od stołu wciąż ze spuszczoną głową.
-Dziękuję za posiłek.- wydusiłam z trudem z siebie.
-Gdzie idziesz?! Nie skończyliśmy rozmawiać!- krzyknął do mnie Andrzej.
-Ja skończyłam.- burknęłam i pobiegłam do swojego pokoju.
          Gdy wbiegałam po schodach nie byłam już w stanie powstrzymywać łez. Słyszałam jak Andrzej za mną biegł. Wbiegłam do pokoju i szybko zamknęłam je na klucz. On zaczął walić w drzwi z całej siły a ja zjechałam po nich w dół i siedziałam z głową schowaną w kolanach. Cały czas płakałam. Mama przybiegła i zaczęła go uspokajać. On aż tak bardzo mnie nienawidzi... dlaczego? Zadawałam sobie to pytanie, ale nigdy nie znalazłam odpowiedzi. 
          Kiedy Andrzej już odszedł położyłam się do łóżka i zaczęłam myśleć. Jutro nie idę do szkoły tylko jadę na jakiś bardzo ważny bankiet razem z Andrzejem. Twierdzi on, że jedyne co potrafię to utrzymywać się na wysokich szpilkach.
          Zawsze gdy skończę płakać bardzo chce mi się spać i to właśnie zrobiłam. Znów ten sam sen. Chłopak wylądował i spojrzał na mnie. Był ubrany w karmelową marynarkę, białą bluzkę w serek i jeansy. Jego oczy były niebieskie jak ocean... albo coś jeszcze bardziej niebieskiego. Nie do opisania były jego piękne oczy spoglądające na mnie spod wachlarzu rzęs. Miał blond średniej długości włosy w nieco ciemniejsze od koloru włosów pasemka.
          Zaraz obok niego wylądowało dwóch chłopaków. Z lewej rudy chłopak o lekko kręconych włosach. Miał na sobie szarą bluzę z czarnym podkoszulkiem i ciemne spodnie. Z prawej strony stał chłopak o granatowych prostych krótkich włosach, co bardzo mnie zdziwiło. Miał na sobie prawdopodobnie szkolny mundurek.
          Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać. Wydawało się, że chłopak o blond włosach rusza prosto na mnie, jednak... przeszedł przeze mnie?! Obróciłam się a on zaatakował Czarka. Przycisnął go do ściany i... wbił mu kły w szyje. Z wrażenia usiadłam na ziemi i zaczęłam krzyczeć, jednak nikt mnie nie słyszał. Dwoje pozostałych chłopaków zatrzymywali resztę uczniów, żeby nie uciekli. Gdy blondyn puścił Czarka szybko do niego podbiegłam. Czarek leżał na ziemi ledwo oddychając. Zobaczyłam na jego ranę na szyi z której pod dużym ciśnieniem wypływała krew. Urwałam kawałek jego koszulki i przycisnęłam do rany.
-Klaudia... ja umrę...- powiedział ledwie słyszalnym głosem.
-Nie! Wcale nie!- powiedziałam do niego ze łzami w oczach. -Nawet tak nie mów.
          Przyłożył mi dłoń do policzka i uśmiechnął się delikatnie. Jego dłoń powoli zaczęła się ześlizgiwać z mojego policzka i upadła na ziemie a oczy Czarka zamknęły się. Zaczęłam nim trząść.
-Nie! Czarek nie!- krzyczałam, ale to nic nie dawało.
          Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam głośno szlochać.
          Nagle usłyszałam jakiś cichy piskliwy głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak przez mgłę. To była wielkości mojego palca wskazującego wróżka. Przecież to niemożliwe... one nie istnieją...
-To wszystko wydarzy się już w czwartek.- powiedziała swoim piskliwym głosikiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz