niedziela, 26 lipca 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 1

"Czasami stary świat musi się nam zawalić, byśmy mogli budować nowy"
          Dzień jak co dzień. Wstałam, obudziłam brata i zrobiłam nam śniadanie - płatki na mleku. Brat jak zwykle narzekał, że mleko jest za ciepłe. Zignorowałam to, zjadłam śniadanie i umyłam się.
          Nasz dom był bardzo prestiżowy i nowoczesny. Zawsze było w nim dużo światła. Po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się duża kuchnia z wyspą na środku. Niedaleko kuchni znajdowała się jadalnia z dziesięcioosobowym stołem. Za jadalnią mieściły się lekko zakręcone w prawo schody z ciemnego drewna. Naprzeciwko wejścia do domu stał duży czarny fortepian, który kupił mi Andrzej na 7 urodziny. Kawałek przed fortepianem stał duży, biały, skórzany narożnik przed, którym powieszony był sześćdziesięcio calowy telewizor. Obok kuchni stała ścianka, do której wbudowane było trzystu litrowe, dobrze zadbane akwarium.
          Dziś jest dość ciepło, ponieważ to już prawie czerwiec i co za tym idzie... koniec szkoły! Założyłam na siebie spodnie w stylu tzw. "na powodzian" i niczym nie wyróżniającą się białą bluzkę.
          Mój pokój był wielki i przestrzenny. W centrum pokoju znajdowało się duże dwuosobowe łóżko a na prawej ścianie wielka szafa z lustrzanymi drzwiami obok, której stał keyboard. Na lewej ścianie zaraz obok biurka stał regał z książkami i nutami. Koło łóżka znajdowało się duże okno przez, które mogłam dostać się na dach domu.
          Brat wyszedł pierwszy do szkoły bo przyszli po niego koledzy za to ja zostałam sama. Zamknęłam wielką wille i szłam do szkoły między dużymi, zielonymi drzwiami. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam listę - "Droga do szkoły".
          W drodze do szkoły przypomniało mi się, że tej nocy nie spałam najlepiej... miałam dwa sny. W pierwszym śniła mi się leżąca w swojej sypialni babcia. Desperacko pytałam co u niej, gdzie teraz jest, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Babcia zmarła 3 lata temu po bardzo poważnej operacji. Drugi sen zaś był o wampirach. Nie pamiętam go dokładnie, tylko mam przebłyski w umyśle.
          Chwile później byłam już w szkole. Był poniedziałek, 25 maj, lekcje zaczynały się od godziny wychowawczej. Chodziłam do klasy z najwyższym poziomem. Pamiętam, że pani jak zwykle krzyczała na nas z powodu naszego zachowania na lekcjach. To prawda zostawiało sobie wiele do życzenia, ale lubiłam je. Przez pozostałe siedem godzin w szkole nie działo się nic szczególnego.
          Po godzinie piętnastej byłam już w domu. Wróciłam styrana po całym dniu w szkole a moja mama do tego jeszcze prawiła mi kazania, że nie umyłam talerzy po śniadaniu. Postanowiłam mieć wyrąbane na nią i miałam zamiar iść do pokoju, ale Andrzej, mój ojczym, zdążył mnie przed tym upomnieć, żebym miała szacunek do matki. 
          Weszłam do mojego pokoju i rzuciłam plecak w kąt. Wzięłam rzeczy na przebranie, ponieważ miałam zamiar wziąć prysznic po tych dwóch ciężkich W-F'ach.
          Przyszłam do pokoju z ręcznikiem na głowie i weszłam na telefon, żeby z kimś popisać. Oczywiście pierwszy na liście był mój "starszy brat" Kacper. Mój dobry przyjaciel. Zaczęłam z nim pisać i pożaliłam się o sytuacji z mamą.
          Pomyślałam, że przytoczę wam trochę informacji o mojej osobie. Mam na imię Klaudia, 15 lipca kończę szesnaście lat. Po odejściu mojej babci wpadłam w depresje, jednak nikt z mojej rodziny o niej nie wie, jedynie moi przyjaciele. Umiem grać na fortepianie, gitarze akustycznej i elektrycznej. Mam irytującego młodszego brata, który nazywa się Piotr. Mój tato był alkoholikiem, kiedy miałam 6 lat potrąciło go auto i zmarł. W tym czasie nauczył mnie strzelać z łuku i pokazał podstawy gry na fortepianie. Rok później moja mama poznała Andrzeja. Był to bogaty lekarz, który związał się z moją mamą prawdopodobnie dlatego, że doszło między nimi do wpadki - "Mojego brata". Zawodowo trenuje Taekwon-do i mam za sobą wygrane zawody ogólno-polskie. A jeżeli chodzi o miłość... to omijam ją szerokim łukiem. Jestem po ogromnym zawodzie miłosnym i aż do tej pory nie potrafiłam się z nikim związać a minął już rok od naszego zerwania. Wszystkich chłopaków z mojej klasy traktuje jak przyjaciół i nic poza tym. Mam najlepszą klasę pod słońcem i trudno będzie mi się w tym roku z nimi rozdzielić.
          Odrobiłam lekcje i weszłam na Tumblr'a - "http://szukamciewmoichsnach.tumblr.com/". Jest to blog black&white. O tym blogu wie niewiele mi bliskich osób. Poznałam tam wielu ludzi z takimi samymi problemami jak moje, którzy bardzo mi pomogli.
          Nim się obejżałam było już po godzinie dwudziestej. Nagle zadzwonił mój telefon. Była to moja najlepsza przyjaciółka Ola.
-Halo?- powiedziałam przyjacielsko.
-Klaudia... masz czas...? Możesz wyjść?- mówiła przez płacz.
-Olu... co się stało?- byłam przerażona.
-Wyjdź przed dom... ja już czekam.- mówiła drżącym głosem.
-Daj mi chwile. Zaraz będę.- mruknęłam przejęta.
          Ola jest szczupłą i wysoka. Ma długie, kręcone, kruczo czarne włosy i ciemne brązowe oczy. Z charakteru jest miła i dowcipna, ale potrafi być zimną suką jak kogoś nie lubi. Potrafi poprawić mi humor nawet, gdy wszystko wali mi się na głowę. Jest także uparta. Lubi postawić na swoim i nie przekonają ją żadne argumenty.
          Zarzuciłam na siebie bluzę z kapturem, który założyłam na głowę i zeszłam po schodach na dół. Andrzej siedział tam i czytał gazetę.
-Gdzie się wybierasz o tej godzinie?- powiedział zimnym tonem.
-A co cię to obchodzi?- burknęłam do niego, włożyłam buty i wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
          Podbiegłam do wielkiej furtki, otworzyłam ja i przytuliłam Ole. Stałyśmy tak przez 5 minut. Wiedziałam, że Andrzej patrzy przez okno, ale nie miałam ochoty się w tym momencie z nim kłócić. 
          Usiadłam z Olą na schodach przed domem.
-Co jest?- zapytałam delikatnie.
-Michał... Michał jest...- tylko tyle z siebie wydusiła.
-Co ten frajer tym razem zrobił?-powiedziałam zdenerwowana. Naprawdę nienawidziłam tego chłopaka. Już raz ze sobą zrywali i mogli do siebie juz nie wracać.
-Powiedział, że nie ma dla mnie czasu a wyszedł z Maryśką... - mówiła pociągając nosem.
-Znowu to samo... po co ty do niego wracałaś... tylko wiecznie przychodzisz do mnie z płaczem jeśli chodzi o niego...- mruknęłam podirytowana.
-Bo go kocham...-mruknęła patrząc tymi zapłakanymi oczami prosto w moje.
          Przytuliłam ją mocno do siebie i dałam się jej wypłakać. Mówiła mi jak bardzo go kocha i jak bardzo chce z nim być. Starałam się ją uspokoić.
          Siedziałyśmy tak jeszcze przez godzinę, dopóki jej mama zadzwoniła i kazała jej wracać do domu.
          Gdy weszłam do domu Andrzej leżał już w pokoju z moją mamą. Zamknęłam drzwi na trzy zamki i poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i włożyłam słuchawki do uszu. Myślałam o wszystkim a najbardziej o Michale. Chciałam go w tym momencie udusić za to, że Ola cały czas przez niego płacze. 
          Nie mogłam zasnąć więc wzięłam koc i wyszłam na dach oglądać gwiazdy. Uwielbiam patrzeć w niebo. Świecące gwiazdy na granatowym niebie. To jedno z najpiękniejszych zjawisk na świecie.
"Moje idee to gwiazdy, których nie potrafię ułożyć w konstelacje."
          Spojżałam na zegarek. Było już po północy. Stwierdziłam, że najwyższy czas, żeby się położyć. Gdy schodziłam do pokoju wydawało mi się, że widziałam jakąś postać. Od pewnego czasu czuję czyjąś obecność. 
          Wpełzłam pod kołdrę. Do snu utulił mnie zimny powiew wiatru.
  


2 komentarze:

  1. Świetnie się zaczyna. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. A poza tym masz fajny styl pisania 😉

    OdpowiedzUsuń