piątek, 21 sierpnia 2015

"Sweet Bloody Roses" - Rozdział 6

"Chciałabym umrzeć i ułożyć sobie życie od nowa."
          Obudziły mnie promienie słońca, które przedzierały się przez okno do pokoju. Pomieszczenie było duże i przestronne. W centrum pokoju stało duże, miękkie łóżko, na którym właśnie leżałam. Po mojej prawej stronie znajdowało się duże okno z siedziskiem. Zaraz obok okna stało duże biurko z ciemnego drewna. Na przeciwko biurka stała ogromna drewniana szafa i toaletka. Moja prawa ręka była podłączona do jakiś rurek, które były podłączone do specjalistycznego urządzenia, które jest używane w szpitalach. Na prawej ręce miałam wbity także wenflon, do którego wprowadzana była kroplówka. Lewa ręka była zabandażowana po łokieć.
          Zamruczałam niemrawo.
-O, widzę, że śpiąca królewna wstała...- mruknął chłopak siedzący na krześle obok łóżka.
          Skierowałam wzrok na niego i wzdrygnęłam się. Momentalnie odsunęłam się w przeciwną stronę i zakryłam się kołdrą jakbym chciała się odgrodzić od nadchodzącego niebezpieczeństwa. Poznałam też błyszczące, niebieskie oczy i pogardliwe spojrzenie. To był chłopak, który mnie zabił.
          Patrzył na mnie z dystansem, krzyżując przy tym ręce na piersi. 

-Długo się tak będziesz gapić?
-Co ja tutaj robię? - wydusiłam z siebie chrapliwym głosem.
-Jak narazie leżysz.- powiedział lekko żartobliwym tonem. Z powodu braku jakiejkolwiek reakcji dodał po chwili wywracając oczami. -Zemdlałaś z powodu utraty krwi.
-Powinnam teraz już nie żyć.- powiedziałam załamana i sięgnęłam po rurki, aby je odczepić.
-Ale żyjesz... Zostaw te rurki.- skarcił mnie widząc, że ruszam przewody.
          Puściłam je, ale nadal nie czułam się komfortowo w jego towarzystwie. Czułam bijący od niego chłód. Zmierzyłam go jedynie wzrokiem.
-Nagle zabrakło ci języka w ustach?
-Kim jesteś?- zapytałam go z brakiem szacunku.
-Nazywam się Kai, i od teraz jestem twoim panem pyskata panienko.- uśmiechnął się lekko
-Że co proszę?- warknęłam do niego.
-A to, że teraz należysz do mnie.- powiedział obojętnie jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
-Nie należę do nikogo... a szczególnie do takiego bachora jak ty!- wykrzyczałam do niego w złości.
          Zaśmiał się krótko. 

-Maleńka... jeśli będziesz taka niesforna tylko pogorszysz swoją sytuację.- powiedział spokojnym głosem.
-Raczej nie da się już jej pogorszyć...- powiedziałam cicho uwiadamiając to sobie.
-Jesteś tego pewna?- uśmiechnął się mrocznie.
-Ja miałam tam umrzeć...- wydukałam. -Nie powinno mnie tu być. Tak by było lepiej.- powiedziałam bez najmniejszego zawahania.
          Jego twarz złagodniała lekko. 

-Nie. Szkoda by było żebyś tak po prostu odeszła.- mruknął patrząc na mnie.
          Odwróciłam twarz w jego stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego błękitnych oczu. Zapanowała cisza. Chłopak wpatrywał się w moje oczy. Trudno było się domyślić co działo się w jego głowie. Miał szeroko otwarte oczy... mógł być zszokowany, zaskoczony, zauroczony lub po prostu się zagapić.
-"Przestań się tak na mnie patrzeć."- pomyślałam odwracają wzrok.
          Zamrugał i przestał się na mnie patrzeć. Nagle zadzwonił dzwonek telefonu. Dochodził z jego kieszeni.
-Ej. Zamierzasz odebrać ten telefon? - mruknęłam
-To nie twoja sprawa.- burknął odwracając się i sięgając do kieszeni.
          Odszedł kawałek ode mnie i odebrał telefon. 

-Ha... Co? Ale że teraz?! Jestem w sumie w trakcie... Nie! Dobra przyjdźcie, ale tylko na chwilę.- z rozmowy można było tylko wywnioskować, że rozmówca jest gadatliwy, ciekawski i wkurza Kaia.
-Kto to?- zapytałam bez cienia zainteresowania
-Chłopak mojego kumpla. Zaraz tu będzie. Strasznie chce cię poznać.
-Czy ja się przesłyszałam? Chłopak twojego kumpla?- zapytałam niedowierzająca.
-Nie, nie przesłyszałaś się. Jest coś takiego jak "wolność wyboru". Mój kumpel woli chłopaków.
-Sorki... po prostu jestem zaskoczona.- mruknęłam lekko się rumieniąc.
-Tylko proszę nie patrz na niego jak na dziwoląga. Jak będziesz miała jakieś wątpliwości to traktuj go jak dziewczynę.
-Jak dziewczynę?- zdziwiłam się.
-Tak. Jak dziewczynę. Jakiś problem?- uniósł jedną brew.
-Przecież jest chłopakiem... nie mogę go traktować jak dziewczynę...
-Jak uważasz...-wzruszył ramionami.
-Zawsze obchodzisz się tak z dziewczynami?- zapytałam z irytacją w głosie.

-Czasami gorzej.- uśmiechnął się łobuzersko.
          Spojrzałam na niego niepewnie.
-Chcesz się przekonać co potrafię zrobić?- zaśmiał się i zbliżył do mnie.
         Patrzyłam na niego zdziwiona i nie zdążyłam wypowiedzieć słowa a on pochylił się nade mną i przycisnął mnie do łóżka całując brutalnie w usta przygryzając przy tym moją wargę. Złapał moje ręce i dał mi nad głowę bym nie mogła nimi ruszyć i go uderzyć.
-Przestań!- krzyknęłam i zaczęłam się wyrywać.
-Nie.- powiedział z uśmiechem i zsunął ze mnie kołdrę. 
          Nagle, do pokoju weszła dwójka chłopaków. Jeden, niższy z jasno różowymi, kręconymi włosami o długości mniej więcej do połowy szyi i błękitnymi niczym niebo, dużymi oczami, wyglądający niewinnie, dziecinnie i spokojnie w białych jak śnieg ubraniach - bluzie i krótkich spodenkach. Drugi zaś o dojrzałym wyglądzie, ciemno niebieskich, krótkich włosach z grzywką lekko na bok i schowanych za okularami w czerwonych oprawkach, jasno brązowych oczach. Miał na sobie ciemne ciuchy przypominające szkolny uniform. 
-T-to nie tak jak myślicie.- mruknął Kai patrząc w ich stronę. 
          Leżał na dziewczynie, co wyglądało dość dwuznacznie. 
-Ha, wiedziałem!- zaśmiał się różowowłosy. 
         Chłopak w czerwonych okularach uśmiechnął się lekko. 
-Aż taki byłeś napalony, że nie mogłeś poczekać? 
         Blondyn zarumienił się mocno i odebrało mu mowę. 
         Wykożystałam jego niesubordynacje i wyrwałam jedną nogę z uścisku jego kolan. Sprzedałam mu kopniaka z kolanka w przyrodzenie. 
-Nie traktuj mnie jak rzecz. - mruknęłam zlizując krew z rozbitej wargi.
         Zwinął się z bólu i opadł na podłogę wyklinając pod nosem. Delikatny uśmiech na twarzy różowowłosego zamienił się w zmartwienie. 
-Kaiuś... nic ci nie jest?- podbiegł do niego szybko i uklęknął obok.
-Nic mu nie będzie.- powiedziałam z lekkim złośliwym uśmiechem. -Nie użyłam dużej siły. Dalej będzie mógł sprawiać przyjemność swoim dziewczyną.
          Niebieskowłosy zaśmiał się.
-Widzę, że dziewczyna z charakterem.- powiedział z uśmiechem. 
          Jego głos, choć rozbawiony brzmiał nadal dojrzale, przez niski ton i czystą barwę.
-Jestem Tsuki, a ten tutaj- wskazał ręką różowowłosego, który właśnie wbrew woli przytulał "biednego" Kaia -to mój chłopak Luca. Miło nam cię poznać.
-Mi również. Jestem... - rozległa się chwila wątpliwości. W sekundę wymyśliłam sobie nowe imię. -Yuuki.
-Więc co nasz kobieciarz próbował ci zrobić zanim został przyłapany?- zapytał trochę uspokojony ze śmiechu.
-Miał zamiar pokazać mi jak obchodzi się z kobietami.
-O ty świntuszku.- zaśmiał się różowowłosy. 
-Nie twoja sprawa.- burknął zaczerwieniony blondyn.
-Może poprawie... tak dla pewności?- zaśmiałam się krótko i spojrzałam na Kaia.
-Nie trzeba... - odpowiedział.
         Przy swoich przyjaciołach blondyn nie wydawał się już taki silny i władczy. Nawet nie był zbyt chłodny. Usiadłam wygodnie w pościeli i oparłam się o puszystą poduszkę. Luca puścił wreszcie szarpiącego się Kaia i usiadł na brzegu łóżka. Kai wstał i otrzepał się, po czym usiadł na krześle.
-Skąd jesteś?- zapytał ciekawsko różowowłosy.
-Z Polski... a wy skąd?- zapytałam zdziwiona.
-Ja z Włoch.- uśmiechnął się Luca. 
-A ja z tąd.- powiedział Tsuki.
-Z tąd... to znaczy skąd? - zapytałam niecierpliwie.
-Z Japonii. Kai z resztą też stąd pochodzi.- powiedział obojętnie Tsuki.
         Zapadła grobowa cisza. Potrzebowałam chwili, żeby to do mnie doszło. Ciszę przerwał mój krzyk.
-Jesteśmy w Japonii?!

-Mhm.- Luca uśmiechnął się do mnie. -Coś nie tak?
-Japonia to drugi koniec świata! Nie znam języka, zwyczajów...- zakryłam twarz rękami a holter, który monitorował mój rytm serca przyśpieszył pikanie.
-Ejejej... spokojnie. Też to przechodziłem. Nie martw się. Przyzwyczaisz się.- powiedział Luca łapiąc mnie za rękę.
          Wzięłam parę oddechów żeby się uspokoić 
-Dziękuję. - mruknęłam z uśmiechem do Luki.
-Zuch dziewczyna.- uśmiechnął się szeroko.
         Zarumieniłam się lekko i spuściłam nieśmiało wzrok.
-Zrozumiałaś co powiedziałem?
-No tak...- powiedziałam bagatelizując.
-Ale powiedziałem to po japońsku...
-Nie... powiedziałeś to...- usłyszałam swój głos. Zakryłam usta dłonią. Mówiłam innym językiem. -To nie możliwe... 
-Czyżbyś miała taką umiejętność jak Kai?- niebieskowłosy przypatrzył się mi.
-Umiejętność? Nie rozumiem...- mruknęłam.
-Takie... jakby magiczne zdolności. Każdy z nas je ma.
-Naprawdę?- zdziwiłam się. -Co jeszcze potrafisz?- zwróciłam się do Kaia.
-Czytać w myślach.- uśmiechnął się.
          Z mojej twarzy zszedł uśmiech. Zrobiłam się blada.
-Hej... coś się stało?- zapytał się Luca.
-To jest naruszanie czyjejś prywatności.- powiedziałam do Kaia stanowczo.
-Korzystam z tego tylko z konieczności. Normalnie zażywam leki żeby nie słyszeć ciągle cudzych myśli.
-To musi być męczące.- popatrzyłam na niego współczująco.
-Trochę... ale od kiedy biorę ten eliksir, jest lepiej.
-Możliwe, że ja też będę miała tę zdolność?- zapytałam nie przekonana.
-Bardzo możliwe. Możesz przejąć od Kaia jeszcze góra dwie zdolności.- wyjaśnił Tsuki.
-Interesujące... - mruknęłam zamyślając się.
-Możesz mieć jeszcze dwie unikalne zdolności. Swoje własne. Ja mam na przykład latanie i niewidzialność.- powiedział Luca.
-Łał...- byłam pełna podziwu dla Luki.
-To nic takiego.- różowowłosy zarumienił się lekko.
-Haha... jaki słodziak. - uśmiechnęłam się do niego.
-Słodziak? Ja?- zarumienił się jeszcze bardziej.
-Mhm. Słodko się rumienisz.- zaśmiał się Tsuki. 
-Ahm...- uśmiechnął się lekko zawstydzony. -A wracając do Yuuki... jak się czujesz?
-Nigdy nie czułam się lepiej.- uśmiechnęłam się. -To prawdopodobnie przez morfinę.
-Przez co?- zdziwił się Luca.
-Morfina to coś co uśmierza twój ból... nic nie czujesz... kompletnie nic...- powiedziałam cicho, ponieważ znałam to uczucie nawet bez podawania morfiny.
-Mhm... Fajne to?
-Wyobraź sobie, że nie czujesz bólu fizycznego, ale...- mruknęłam zakrywając twarz dłońmi i zaczęłam płakać. - jednak to nic nie robi z bólem psychicznym.
-Y-Yuuki... co się stało?- Luca zmartwił się i położył mi dłoń na ramieniu.
          Do pokoju weszła kobieta w średnim wieku ubrana w biały fartuch. 
-Czas pospać kochaniutka.- powiedziała wstrzykując mi coś do kroplówki. 
-Nie chce! Nie chce!- zaczęłam się rzucać.
          Kai podszedł do mnie i delikatnie położył mnie na łóżku.
-Ma rację. Musisz odpocząć.

-Proszę zostań. Nie zostawiaj mnie...- mruknęłam łapiąc go za rękę już lekko przyćmiona lekami.
          Był zaskoczony, ale złapał moją rękę.Ścisnął ją delikatnie i usiadł na brzegu łóżka.
          Ścisnęłam rękę Kaia mocniej nie będąc do końca świadoma tego co robię. Zapadła ciemność a ja rozluźniłam uścisk. Przez następny tydzień Luca przychodził do mnie i umilał mi czas, ale nie na długo, ponieważ po godzinie z nim spędzonej przypominałam sobie moich przyjaciół i zaczynałam płakać. Luca prawdopodobnie myśli, że to jego wina. 
          Kai siedzi ze mną całą noc. Zawsze jak wstaje widzę go śpiącego na krześle lub z głową na łóżku. Dystans między nami zaczął się zmniejszać, ale zawsze gdy idziemy w dobrym kierunku do przyjaźni on musi coś powiedzieć co mnie skrzywdzi. Cały czas przypomina mi o tym, że "jestem jego". Irytuje mnie to. Lekarka zaczęła zmniejszać moją dawkę morfiny z czego wnioskuje, że chyba wracam do zdrowia. Rana na przedramieniu się jeszcze nie zagoiła, ale mam założone na niej szwy i lekarka powiedziała, że nie stracę sprawności. Codziennie wychodzę z Kaiem na długie spacery do jego przepięknego ogrodu. Oprowadził mnie też po jego wielkiej rezydencji, która jest cztery razy większa jak moja willa. Byliśmy też w centrum handlowym, gdzie kupiłam sobie torbę do szkoły, parę ciuchów i cztery pary butów. Wymęczyłam go tam trochę. Jemy razem tylko obiady, ponieważ pozostałe posiłki zastępują mi kroplówki. Co nocy śni mi się rodzina i przyjaciele, którzy obwiniają mnie za to, że umarłam. Kai mówi mi, że to było najlepsze wyjście i że najmniej osób na tym ucierpiało. Lekarka oznajmiła, że spokojnie mogę iść do szkoły. Nie wiem czy się cieszyć czy płakać. 
         Boję się poznać inne wampiry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz