"Jeżeli wspominasz miniony rok, a z oczy nie płyną ci łzy smutku ani radości, uważaj ten czas za stracony..."
Matka patrzyła na mnie zaskoczona. Zrobiła się cała blada.
-Kto normalny dzwoni do drzwi o 4 nad ranem..?- warknął Andrzej kierując na mnie wzrok.
Zatrzymał się momentalnie i zaniemówił jak matka. Blondynka zaczęła nagle płakać i rzuciła się na mnie, żeby mnie przytulić.
-Myślałam, że już nie wrócisz...- łkała przytulając mnie do siebie.
Teraz to ja byłam zaskoczona. Skąd ona wiedziała, że nie umarłam?
-Wejdźcie do środka...- powiedział nie podobnie miłym do niego głosem.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Mama przytulała mnie nie miłosiernie dusząc mnie przy tym.
-M-mamo...- udało mi się z siebie wydusić.
-Oh... wybacz.- puściła mnie i zaczęła oglądać mnie z góry na dół.
-Schudłaś tam. Nie karmią cię? A może wróciłaś bo źle cię tam traktują?- zapytała zmartwiona głaskając mnie po policzkach.
-N-nie mamo... wszystko w porządku. Po prostu miałam gorsze chwilę.- powiedziałam wymijająco.
-Ah... pewnie jesteś zmęczona po podróży. W twoim pokoju nic się nie zmieniło. Cały ten czas na ciebie czekałam...- powiedziała czule.
-Ale jak to? Mamo o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam zdezorientowana.
-Wszystko opowiem ci jutro.- pocałowała mnie w czoło. -Teraz idź odpocznij.
-Dobrze...- powiedziałam niepewnie i poszłam na górę.
Kiedy weszłam do mojego pokoju wszystkie wspomnienia wróciły. Rzuciłam się na łóżko a torbę rzuciłam w kąt. Nie miałam zamiaru spać... chce wiedzieć wszystko o moim dawnym życiu. Chcę wiedzieć co znaczyły słowa Masaru "Życie ma przed tobą wiele tajemnic".
Słyszałam rozmowę na dole mamy z Andrzejem. Nie kłócili się. Brzmieli jakby obmyślali jakiś bardzo skomplikowany plan.
Gdy rano wstałam w kuchni czekały już na mnie kanapki. Mama mi nie żałowała, kiedy zobaczyła mnie taką chudą. Pewnie mnie tutaj przytłuczy.
-Wyrosłaś na piękną kobietę...- usłyszałam aksamitny głos za sobą.
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam tam Andrzeja.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły..?- zapytałam zaskoczona.
-Wiesz... tak na prawdę nigdy nie chciałem być złym ojcem. Po prostu chciałem, żebyś była bezpieczna i miała dobre przyszłe życie.- nie poznawałam go.
-Uh... bezpieczna?- powtórzyłam.
-To już nie moja rola...- wycofał się. -Mama z tobą o tym porozmawia.
-A-ale Andrzej!- zawołałam za nim lecz on już zniknął mi z pola widzenia.
Szybko zjadłam kanapki i zaczęłam szukać mamy.
-Mamo! Gdzie jesteś?- zawołałam.
-Tutaj...- usłyszałam ją w salonie.
Siedziała z albumem w rękach. Usiadłam obok niej i zaczęłam przyglądać się zdjęcia. To byłam ja. Jednak już kiedy miałam skończone 6 lat.
-Byłaś wtedy taka urocza...- powiedziała głaskając mnie po ręce.
Uśmiechnęłam się do niej czule.
-Kto normalny dzwoni do drzwi o 4 nad ranem..?- warknął Andrzej kierując na mnie wzrok.
Zatrzymał się momentalnie i zaniemówił jak matka. Blondynka zaczęła nagle płakać i rzuciła się na mnie, żeby mnie przytulić.
-Myślałam, że już nie wrócisz...- łkała przytulając mnie do siebie.
Teraz to ja byłam zaskoczona. Skąd ona wiedziała, że nie umarłam?
-Wejdźcie do środka...- powiedział nie podobnie miłym do niego głosem.
Usiedliśmy na kanapie w salonie. Mama przytulała mnie nie miłosiernie dusząc mnie przy tym.
-M-mamo...- udało mi się z siebie wydusić.
-Oh... wybacz.- puściła mnie i zaczęła oglądać mnie z góry na dół.
-Schudłaś tam. Nie karmią cię? A może wróciłaś bo źle cię tam traktują?- zapytała zmartwiona głaskając mnie po policzkach.
-N-nie mamo... wszystko w porządku. Po prostu miałam gorsze chwilę.- powiedziałam wymijająco.
-Ah... pewnie jesteś zmęczona po podróży. W twoim pokoju nic się nie zmieniło. Cały ten czas na ciebie czekałam...- powiedziała czule.
-Ale jak to? Mamo o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam zdezorientowana.
-Wszystko opowiem ci jutro.- pocałowała mnie w czoło. -Teraz idź odpocznij.
-Dobrze...- powiedziałam niepewnie i poszłam na górę.
Kiedy weszłam do mojego pokoju wszystkie wspomnienia wróciły. Rzuciłam się na łóżko a torbę rzuciłam w kąt. Nie miałam zamiaru spać... chce wiedzieć wszystko o moim dawnym życiu. Chcę wiedzieć co znaczyły słowa Masaru "Życie ma przed tobą wiele tajemnic".
Słyszałam rozmowę na dole mamy z Andrzejem. Nie kłócili się. Brzmieli jakby obmyślali jakiś bardzo skomplikowany plan.
Gdy rano wstałam w kuchni czekały już na mnie kanapki. Mama mi nie żałowała, kiedy zobaczyła mnie taką chudą. Pewnie mnie tutaj przytłuczy.
-Wyrosłaś na piękną kobietę...- usłyszałam aksamitny głos za sobą.
Odwróciłam się szybko i zobaczyłam tam Andrzeja.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły..?- zapytałam zaskoczona.
-Wiesz... tak na prawdę nigdy nie chciałem być złym ojcem. Po prostu chciałem, żebyś była bezpieczna i miała dobre przyszłe życie.- nie poznawałam go.
-Uh... bezpieczna?- powtórzyłam.
-To już nie moja rola...- wycofał się. -Mama z tobą o tym porozmawia.
-A-ale Andrzej!- zawołałam za nim lecz on już zniknął mi z pola widzenia.
Szybko zjadłam kanapki i zaczęłam szukać mamy.
-Mamo! Gdzie jesteś?- zawołałam.
-Tutaj...- usłyszałam ją w salonie.
Siedziała z albumem w rękach. Usiadłam obok niej i zaczęłam przyglądać się zdjęcia. To byłam ja. Jednak już kiedy miałam skończone 6 lat.
-Byłaś wtedy taka urocza...- powiedziała głaskając mnie po ręce.
Uśmiechnęłam się do niej czule.
-Mamo... wiesz po co tu przyjechałam...- spojrzałam na nią wyczekująco.
-Kochanie.. to nie takie proste.- spojrzała mi prosto w oczy.
-Ale ja chcę wiedzieć.. mamo, czy ja jestem twoją córką?- zapytałam prosto z mostu.
-Klaudia... nie jesteś.- powiedziała z ciężkim sercem.
Widać po niej, że ją to bardzo bolało. Jednak ja na tą wieść nie zaczęłam płakać. Zrobiło mi się smutno. W końcu ta kobieta przez ten cały czas mnie wychowywała.
-Mamo... to znaczy...- kobieta spojrzała na mnie smutno.
-Nawet nie waż się mówić do mnie po imieniu. To ja cię wychowałam. To ja jestem twoją matką.- powiedziała wyglądając jakby miała zaraz zaczynając płakać.
-M-mamo...- sprostowałam na co trochę się rozchmurzyła. -Kim ja jestem?- zapytałam nieśmiało.
Jej kobiece oczy wpatrywały się we mnie. Widać było, że w jej głowie toczyła się jakaś zacięta walka.
-Klaudia. Jesteś córką anioła.- powiedziała poważnie.
Spojrzałam na nią z otwartą buzią. Gdyby nie powaga sytuacji pewnie zaczęłabym się śmiać.
-To jakiś żart?- zapytałam dla pewności.
-Nie to nie żart. Kiedy miałaś 6 lat twoja matka przyleciała do mojego mieszkania z tobą na skrzydłach. Mieszkałam wtedy jeszcze niedaleko twojej szkoły w bloku. Kończyłam studia medyczne. Pamiętam tamten dzień jak wczoraj. Twoja matka wleciała przez drzwi balkonowe. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Jej biała sukienka była brudna i potargana a skrzydła... jeśli można było to tak nazwać wyglądały jak parę patyków, na których były pióra. Na jej twarzy, rękach, nogach było mnóstwo ran ciętych. A na rękach nie trzymała nic innego jak właśnie ciebie. Sześciolatkę o złotych włosach i idealnej cerze. Powiedziała wtedy do mnie "Błagam panią! Niech ją pani schowa! Ścigają mnie i zaraz tu będą. Jeżeli ją znajdą to ją zabiją." Patrzyłam na nią zaskoczona. Miałam wtedy zaledwie 24 lata. Twoja matka wcisnęła mi cię w ręce i pocałowała cię w czoło mówiąc "Żegnaj kwiatuszku." Przyłożyła dłoń do twojej głowy, powiedziała jakieś słowa i znikła za oknem. Kiedy spojrzałam na twoją twarzyczkę wiedziałam, że muszę się tobą zaopiekować. Nie powiedziała jak masz na imię więc nadałam ci imię, które pierwsze przyszło mi na myśl. Klaudia. Idealne imię dla dziewczynki zesłanej mi z nieba. Od tamtej pory jesteśmy razem.
Wpatrywałam się z niedowierzaniem w moją mamę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Ja? Córką Anielicy? To niedorzeczne. Mama dała mi chwilę na przyswojenie tych informacji.
-Wiedziałam, że w końcu będę musiała ci to powiedzieć...- spojrzała na mnie.
-Czy to prawda?- zapytałam wpatrując się w jakiś martwy punkt przede mną.
Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Chociaż byłam oblubienicą wampira. Powinno mi takie coś przyjść z łatwością.
-Tak...- popatrzyła na mnie niepewnie.
-Muszę wyjść.- powiedziałam wstając i kierując się do wyjścia.
-Klaudia! Gdzie ty chcesz iść?- powiedziała wstając zaraz za mną.
-Idę tylko się przejść...- wyszłam z domu i zarzuciłam na głowę kaptur.
Mijałam idąc ulicą tak wiele znajomych twarzy, kiedy nagle jedna mnie zatrzymała. To Kacper. Nie poznałabym go gdyby nie ten szeroki uśmiech pełny białych, równych zębów. Jest teraz o wiele przystojniejszy. Stoi opierając się o budynek kawiarni z krwisto czerwoną różą w dłoni. Zatrzymałam się na chwilę, żeby wiedzieć na kogo czeka. Rozejrzałam się dookoła czy nikt na mnie nie patrzy. Do Kacpra podeszła nieco niższa od niego dziewczyna. Rzuciła mu się na szyję i go pocałowała. Przyglądałam cię całemu zajściu z boku. Dziewczyna miała długie brązowe, kręcone włosy. Oboje weszli do środka.
Przebiegłam szybko przez ulicę na drugą stronę i weszłam do lokalu. Usiadłam z daleka od nich, ale tak, żeby mieć na nich dobry widok. Nagle podeszła do mnie kelnerka. W buzi miała gumę przez co ledwo ją rozumiałam.
-Podać coś?- zapytała jakby miał się przez to świat zawalić.
-Poproszę mrożoną herbatę..- powiedziałam lekko zakrywając twarz kapturem.
-Mhm...- mruknęła mierząc mnie z góry na dół i odeszła.
Ah... ten urok Polski. Przyglądałam cię cały czas parze siedzącej na drugim końcu sali. Uroczo razem wyglądali. W tym momencie przypomniał mi się Kai. Wyciągnęłam z kieszeni wyłączony telefon i włączyłam go. Nagle na ekranie wyskoczyło mi 132 nieodebrane połączenia i 34 sms'y. Nie miałam ochoty ich teraz czytać. Weszłam w galerię i tym samym w zdjęcie Kaia. Wpatrywałam się w nie wzdychając. Tęsknie za nim...
Nagle do mojego stolika podeszła ta sama wiedźma i postawiła przede mną mój napój.
-Dziękuję...- powiedziałam.
-W lokalu proszę zdjąć kaptur.- syknęła.
-Proszę?- zdziwiłam się.
-Powiedziałam zdejmij ten kaptur.- warknęła.
Do mojego stolika podszedł inny kelner.
-Co się tutaj dzieje?- zapytał zdziwiony.
-Ta pani nie chcę zdjąć kaptura.- powiedziała zakładając ręce na piersi.
Zaraz wszystko się wyda. Zaczęłam panikować.
-Przestań Weroniko... nie ma w tej restauracji takiego zakazu. Może siedzieć w tym kapturze.- westchnął i chciał odejść.
-A może jest tak brzydka, że nie chce się pokazać?- zaśmiała się kelnerka i ściągnęła mi z głowy kaptur.
Zamarła. Wydawało mi się, że mnie rozpoznała, ale ona zamarła z powodu mojego wyglądu. Poznałam to po kelnerze, który widząc mnie zarumienił się. Szybko naciągnęłam kaptur na głowę. Czy na prawdę w czasie tych dwóch lat ludzie zapomnieli o mnie? O tym jak wyglądam? Zapomnieli o Klaudii?
-No na pewno jest ładniejsza od ciebie.- powiedział kolejny kelner i zgarnął dziewczynę na pogadankę. -Proszę pani.. dzisiaj je pani na koszt firmy.- powiedział odchodząc, nawet nie zdążyłam podziękować.
Znów zajęłam się obserwacją Kacpra i jego dziewczyny. Wytężyłam słuch i udało mi się podsłuchać ich rozmowę.
-Tydzień temu minęły 2 lata...- powiedział smutno Kacper.
Brunetka złapała go za rękę.
-Nie martw się. Ona na pewno nie chciałaby, żebyś to robił...- uśmiechnęła się do niego delikatnie.
-Skąd to możesz wiedzieć? Nie znałaś jej...- powiedział wzdychając.
-Masz rację... nie znałam jej. Ale z tego co mi opowiadałeś była naprawdę niesamowitą osobą. Nie chciałaby, żebyś teraz się przez nią smucił.- pogłaskała go po policzku.
-Masz rację...- wyglądał na zdeterminowanego.
Uśmiechnęłam się w duchu. Wyciągnęłam jedną z serwetek i poprosiłam panią o długopis. Zapisałam na niej.
"Uśmiechnij się. Jestem wokół."
Wychodząc z lokalu podrzuciłam mu ją na stolik i pośpiesznie wyszłam kierując się w stronę domu. Szybko schowałam się we wnęce budynku. Nagle usłyszałam krzyk.
-Klaudia! Gdzie jesteś?!- Kacper krzyczał na cały regulator. -Tęsknię.- dodał po chwili.
-Ja także...- powiedziałam cicho pod nosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz