~Matthew~
-I dobrze, że zerwała te zaręczyny. Wcale nie chciałem z nią być.- wyżaliłem się Davidowi.
David pochodzi z rodu Emerald - szmaragd. Ma średniej długości czerwone włosy i duże zielone oczy. On także startował do księżniczki. Jednak zawalił, ponieważ ma za miękkie serce.
-Co tu mówisz?!- walnął mnie w pierś. -Jak mogłeś jej to zrobić?!
-Ała! Ty dupku to bolało!- oddałem mu. -Nie moja wina, że się nawinęła ta jej przyjaciółka.
-Podobno już nimi nie są.- powiedział zły David.
-I że to niby moja wina?- spojrzałem na niego oburzony.
-Tak idioto!- warknął.
-Nie moja wina, że nie dałeś rady i wybrała mnie...- chciałem go wkurzyć. Doskonale wiedziałem, że od dawna mu się podoba Rosalie.
Spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.
-Czy ty chcesz zginąć?- zapytał szorstkim tonem.
-No spróbuj.- zaśmiałem się na co westchnął ciężko.
-Wiesz, że ją kocham odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem. Jest taka idealna, delikatna i piękna.- rozmarzył się.
-Teraz jest wolna. Możesz robić co chcesz... mi nie zależy.- powiedziałem zakładając ręce za głowę.
-A powiedziałeś ojcu, że zerwałeś zaręczyny?
-Zerwałeś zaręczyny?!- krzyknął ojciec materializując się obok mnie.
-Tato! Co ty tu robisz?!- podniosłem się przerażony.
-David wyjdź!- powiedział wskazując na drzwi mój ojciec.
-David zostań!- powiedziałem patrząc na przyjaciela.
-I tak się już zbierałem...- spojrzał na mnie przepraszająco i wyszedł.
-Coś ty sobie myślał?!- krzyknął do mnie ojciec na co wywróciłem oczami.
-Tato... na co te nerwy. Znajdziemy następną.- powiedziałem pewny siebie.
-Czyś ty już kompletnie zwariował?!- powiedział machając rękami.
Zaczął chodzić w jedną i w drugą. Po chwili stanął przede mną i spojrzał mi z grozą w oczy.
-Masz tam wrócić i błagać ją o przebaczenie!
-A jeśli tego nie zrobię?- prychnąłem.
-Jeśli tego nie zrobisz...- zbliżył się niebezpiecznie blisko. -To cię wydziedziczę.
Spojrzał na mnie ostatni raz i zniknął.
~Rosalie~
Odwróciłam się szybko. Na moim łóżku leżał książę Matthew. Miał na sobie białą koszulę rozpiętą do połowy. Szybko wstałam na równe nogi zakładając szlafrok.
-Co ty tutaj robisz?!- zapytałam zdenerwowana.
-Czekałem na ciebie.- podniósł się w górę i podszedł do mnie z uśmiechem.
-Powiedziałam ci już, że zrywam zaręczyny!- odsunęłam się o krok wpadając na ścianę. Ja to mam szczęście!
-Oj... Rose.- zaczął bawić się kosmykiem moich białych włosów. -Nie podejmuj pochopnie takich ważnych decyzji.
-To nie była pochopna decyzja!- powiedziałam stanowczo.
Mat położył rękę na wysokości mojej głowy i pogłaskał mnie po policzku. Spuściłam onieśmielona wzrok. On na to uśmiechnął się szeroko.
-Proszę... wybacz mi... błagam.- zaczął całować mnie od policzka po obojczyk. -Zrobię wszystko Rasalie...- nie przestawał mnie całować.
Oddychałam ciężko pod jego pieszczotami. Starałam mu się nie poddać. Trzymałam ręce na jego ramionach.
-Tylko ciebie widzę... ona nic dla mnie nie znaczyła.- powiedział całując mnie w dekolt.
-P-przestań... Ruby.- westchnęłam głośno.
Matthew wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Moje ręce dał mi nad głowę i trzymał je jedną ręką. Drugą rozwiązał mi szlafrok. Włożył rękę pod moją krótką sukienkę. Jęknęłam cicho. Mat podniósł się w górę i pocałował mnie w usta.
-Powiedz moje imię...- szepnął mi na ucho.
-M-matthew...- powiedziałam wykończona.
Książę puścił moje ręce i dotknął kciukiem moich ust.
-Uwielbiam jak to mówisz...- pocałował mnie namiętnie.
Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam go odtrącić mimo tego co mi zrobił. Jednak jest mężczyzną i potrzebuje czułości ze strony kobiety a ja mu tego nie dawałam.
Ułożyłam głowę wygodnie na jego nie unoszącej się klatce piersiowej. Mat objął mnie ramieniem i pogłaskał po plecach. Szybko zasnęłam w jego ramionach.
Kiedy rano się obudziłam Matthew spał koło mnie. Przypomniała mi się wczorajsza noc. Wstałam do pozycji siedzącej. Spojrzałam na śpiącego obok mnie chłopaka. Wyglądał uroczo kiedy spał.
Czy mogę mu po tym wszystkim zaufać?
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki się odświeżyć. Przebrałam się w białą, skromną sukienkę do ziemi, która zdobiona była złotą nicią. Włosy spięłam w koka. Parę niesfornych pasem włosów okalało moją twarz. Na szyi zawiesiłam naszyjnik od Mika.
Gdy wyszłam z łazienki Mata już nie było. Mój najmłodszy brat złapał mnie za rękę kiedy schodziłam po schodach.
-Dzień dobry siostrzyczko!- uśmiechnął się szeroko.
-Dzień dobry Mason.- odwzajemniłam jego uśmiech.
Mały zaprowadził mnie na ogród, gdzie siedział już mój tata. Brat puścił moją dłoń biegnąc za motylkiem. Patrzyłam na to z uśmiechem.
Podeszłam do taty od tyłu i zakryłam mu oczy.
-Hmm...- pogłaskał mnie po dłoni. -Delikatne dłonie jak matki... Rosalie.- pocałował mnie w nią.
Uśmiechnęłam się do niego. Tato pociągnął mnie delikatnie za rękę tak, żebym usiadła mu na kolanach. Znów poczułam się jak 6-latka. Nie siedziałam tacie na kolanach od paru, dobrych lat. Zawsze jesteśmy bardzo oficjalni. Ta chwila jest tylko dla nas. Ojciec objął mnie ręką a ja się do niego przytuliłam i położyłam głowę na ramieniu.
-Jesteś szczęśliwa z tym księciem?- zapytał tato z lekkim poirytowaniem.
-Tak tato.- uśmiechnęłam się lekko.
-Zawsze możemy zerwać zaręczyny, a zostaniesz córeczką tatusia.- pocałował mnie w policzek.
Zaśmiałam się na te słowa.
-No co? Wszyscy tak szybko dorastacie... pamiętam jeszcze jak byłaś malutka i interesowało cię wszystko co się ruszało.- zaśmiał się na te wspomnienia. Ja zrobiłam to samo.
-Tak tatku...- westchnęłam.
Kiedy piłam powoli herbatę przypomniało mi się, że umówiłam się z Noah. Nagle zegar wybił 12. Szybko wypiłam herbatę i zerwałam się na równe nogi. Zaczęłam iść w stronę pałacu.
-A ty gdzie idziesz?- zapytał Lucas.
-Jadę w teren.- rzuciłam wchodząc do domu.
Wzięłam swój sprzęt do jazdy i się przebrałam. Zanim poszłam do Zeusa to skierowałam się do kuchni. Schowałam do wiklinowego koszyka piknikowego koc, truskawki, winogron, kawałek ciasta, sok jabłkowy.
Osiodłałam Zeusa i ruszyłam prędko do lasu. W jakieś 20 minut znalazłam się na polanie, na której umówiłam się z Noah. Mały wilkołak leżał na miękkiej trawie. Zeszłam z Zeusa i podeszłam do niego od tyłu. Przestraszyłam go dmuchając mu do ucha.
Szybko ode mnie odskoczył i popatrzył na mnie wściekły. Po chwili zmienił się w człowieka i przytulił się do mnie. Uśmiechnęłam się lekko i również go objęłam.
-Cześć Rosalie.- uśmiechnął się do mnie z dołu.
-Cześć mały.- uklękłam i złapałam go za nos.
Podeszłam do konia i ściągnęłam z niego koszyk.
-Głodny?- rozścieliłam na trawie koc.
-Mhm!- pokiwał głową i rzucił się na koc.
Wyciągnęłam z koszyka owoce, ciasto i sok. Noah na widok truskawek rozpromienił się. Wziął szybko jedną i wyglądał jakby znalazł się w siódmym niebie. Zauważyłam na jego szyi podobny naszyjnik jak mój.
-Skąd go masz..?- wskazałam na wisiorek.
-Ah.. to?- złapał za niego. -Dostałem go od Alfy.
-Mam podobny...- wyciągnęłam go spod bluzki.
Mały wytrzeszczył na niego gały i zaniemówił.
-S-skąd ty go masz?!- złapał za niego zaskoczony.
Zrobiłam wielkie oczy.
-To prezent.- odpowiedziałam szybko.
-A-ale to nie możliwe...- zaczął się zastanawiać.
-Co nie możliwe?- zapytałam zaskoczona.
-Zanim wstąpisz do watahy zostajesz obdarowany takim wisiorkiem... tylko wilkołaki je posiadają. Dzięki nim możesz bez problemu poruszać się po naszej ziemi. To znak mojej watahy.- powiedział patrząc na mnie z lekkim przerażeniem.
-Jak to?- myślałam, że mi się przesłyszało.
-Jeżeli posiadasz naszyjnik Herdu, możesz bezpiecznie się po nim poruszać.- powiedział sam w to nie wierząc. -Skąd to masz? Ktoś ci to dał... a może to ukradłaś?
-Co?! Nie! Noah jak możesz tak w ogóle myśleć?!- oburzyłam się.
-Przepraszam... po prostu jestem ciekawy.- ukorzył się.
Westchnęłam głośno.
-Dostałam go od wilkołaka.- powiedziałam pewnie.
-Jak się nazywał?- zapytał nie ukrywając zaciekawienia.
-Mike...- powiedziała niepewnie.
-Mike..? Nie znam takiego chłopaka.- powiedział zdziwiony.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Czy to znaczy, że on nie żyje? To wystarczyło, żeby popsuł mi się cały humor.
Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Wtedy zabrałam swoje rzeczy i wsiadłam na Zeusa kierując się do domu. Droga minęła mi szybko a przyjemne zimne powietrze owiewało moją twarz.
Zmęczona weszłam do domu. Cały czas myślałam o Miku... czy coś mu się stało? Chciałam z kimś o tym porozmawiać. Pomyślałam o Lucasie. Podeszłam do jego drzwi i pukając otworzyłam je, ale nikogo nie było w środku. Wtedy pozostała mi tylko jedna osoba - Matthew. Ruszyłam do jego pokoju.
Miałam zapukać, kiedy z pokoju zaczęły dobiegać kobiece jęki. Zamarłam. Otworzyłam szybko drzwi. W środku zobaczyłam jedną z moich pokojówek podskakującą nagą na księciu. Trzymał ją za biodra i miał zamknięte oczy myśląc wiadomo o czym...
-Co tu się kurwa dzieje?!- wrzasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz