"Trzeba się nauczyć ponosić porażki. Nie można stworzyć nic nowego, jeżeli nie potrafi się akceptować pomyłek."Męczyły mnie koszmary. Widziałam jak zabijają po kolei wszystkich moich przyjaciół. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam rażące słońce. Zmrużyłam je i szybko się zorientowałam, że to nie światło tylko lampa. Chciałam się podnieść, ale poczułam tak ogromny ból w klatce piersiowej, że myślałam, że zaraz przejdę na drugą stronę. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam szereg innych łóżek. Spojrzałam na siebie. Byłam ubrana w szpitalną pidżamę i miałam zabandażowane całe piersi i połowę brzucha. Moja lewa ręka była podłączona do jakiś rurek, którymi wpływały nie znane mi substancje. Jednak prawa ręka była podłączona do rurki z krwią. Gdzie ja jestem? Obejrzałam się do dokoła. Nie widziałam, żadnych okien. Muszę się stąd wydostać. Usiadłam z wielkim trudem na skraju łóżka. Odłączyłam od siebie wszystkie rurki. Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia. Żeby nie upaść podtrzymywałam się na innych łóżkach i ścianie.
Kiedy wyszłam za drzwi zobaczyłam długi, szary korytarz z wieloma lampami na suficie. Zaczęłam powoli iść w prawą stronę podpierając się ściany. Trzymałam się cały czas za klatkę piersiową, która bolała jakby ktoś mi wyrywał serce. Nagle ktoś wyszedł z sali. Szybko schowałam się za ścianką. Dwóch chłopaków w moim wieku przeszło koło mnie. Serce biło mi jak szalone. Każde bicie sprawiało mi ogromny ból. Jeden z chłopaków się zatrzymał.
-Czujesz to?- wciągnął powietrze nosem.
-Anioł... nie Demon.- powiedział drugi chłopak.
-Ostatnio jakaś nowa Anielica została złapana. Podobno jest piękna i załatwiła samego Wataru.
-Każdy Anioł jest piękny. Tylko, żeby cię nie zauroczyła.- zaśmiał się.
-Nie ma mowy!- powiedział z obrzydzeniem. -Podobno to mieszaniec Demona i Anioła.
-Naprawdę?- powiedział oddalający się głos.
Kiedy już nie słyszałam ich głosu poczułam ulgę. Wiedziałam, że muszę iść dalej. Wyszłam zza ścianki i zaczęłam dalej iść przed siebie. Krok po kroku. Byłam co raz bardziej wykończona a nawet nie doszłam do końca korytarza.
Kiedy byłam już na rogu wpadłam na kogoś. Nogi się pode mną ugięły. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna złapał mnie, żebym nie upadła.
-Hej, uważaj jak chodzisz...- uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. -Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Gdy zobaczył, że nie odpowiadam otworzył szerzej swoje oczy.
-Hej... wszystko w porządku?
-Zostaw mnie... zostaw mnie...- mówiłam ledwo słyszalnym głosem i uderzałam go w ramie tak jakbym chciała go pogłaskać. Zaczęłam tracić przytomność.
-Hej, hej, hej... nie tutaj. Nie teraz...
Zemdlałam. Obudziłam się ponownie w szpitalu tylko tym razem ktoś koło mnie siedział. Chłopak o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach jak Luca.
-Luca...- powiedziałam łapiąc go za rękę.
-S-skąd znasz imię mojego brata?- podskoczył w miejscu.
-Brata?- zdziwiłam się. -Brat Luki nie żyje...
-Kto ci tak powiedział? Luca? Powiedz proszę. Czy jest zdrowy? Ma dom? Nic mu nie jest?
Głowa mnie rozbolała od tych pytań.
-Luca ma się dobrze... ale kim ty jesteś?
-Ach, nie przedstawiłem się. Mikel...- podał mi rękę i uśmiechnął się szeroko.
-Mikel?!- z wrażenia usiadłam nie zwracając uwagi na ból. -Ten Mikel?
-Tak... opowiadał ci o mnie?
-Oczywiście, że tak. Bardzo za tobą tęskni i obwinia się za twoją śmierć.- przytuliłam go mocno.
Uśmiechnął się i objął ją.
-Tak się cieszę, że Luca żyje... chciałbym go spotkać...
Puściłam go i spojrzałam na niego z współczuciem.
Nagle głównym wejściem na sale weszła dorosła kobieta o idealnej figurze i brązowych włosach. Ubrana była w czarny, idealnie przylegający strój skórzany.
-Mikel prosiłam cię, żebyś stąd poszedł i z nią nie rozmawiał!- powiedziała wściekła.
Jej szpilki z każdym krokiem wydawały dźwięk. Kiedy usłyszałam jej głos odskoczyłam od Mikela i dostałam gęsiej skórki. Ten sam głos mówił w mojej głowie. Spojrzałam na swoją klatkę piersiową to ona to zrobiła. Chciałam się schować, ale nie wiedziałam gdzie.
Chłopak zmarszczył brwi.
-Bo co mi zrobisz? Znowu mnie okłamiesz?
-C-co? Ja cię nigdy nie okłamałam.- powiedziała podchodząc bliżej.
-Bo co mi zrobisz? Znowu mnie okłamiesz?
-C-co? Ja cię nigdy nie okłamałam.- powiedziała podchodząc bliżej.
-Błagam cię... zrobiłaś to już wiele razy. Myślałaś, że tak mnie złamiesz?
-Mikel, ale ja chciałam cię tylko chronić.- powiedziała zrozpaczona kobieta.
-Ech, zamknij się. Już ci nie wierzę. Nienawidzę ciebie i tej twojej bandy idiotów, którzy uważają się za panów życia i śmierci.
Kobieta spojrzała na mnie wściekła.
-To wszystko to twoja wina!- zaczęła mnie szarpać.
-Mówiłam im, że z tobą będą same problemy!
-Puszczaj mnie!- odrzuciłam ją. -Mikel ma prawo wiedzieć, że jego brat nadal żyje.
Spojrzała na Mikela a potem na mnie.
-Zapłacisz mi za to!- krzyczała wybiegając.
-Musimy stąd uciekać. Nie wiem na co mogła wpaść...
-Nie jestem w stanie uciekać...- mruknęłam wskazując na klatkę piersiową.
-Zaniosę cię.
-Nie Mikel... muszę wyzdrowieć. Wtedy o tym porozmawiamy jeszcze raz. Nie narażę cię na śmierć.- powiedziałam stanowczo.
-Hej... nie umrę. Oni wiedzą, że jestem nieśmiertelny, jak oni.
-Powiedziałam nie! - prawie krzyczałam. -Nie narażę kolejnych osób... - zaczęłam płakać.
-Już dobrze... zostanę.-pogłaskał ją po policzku.-Nie płacz.
Mikel zostawił mnie bo musiał iść na zajęcia. Udało mi się zasnąć. Poczułam, że się kołysze. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam nieznajomą zamaskowaną twarz. Przestraszyłam się i chciałam krzyczeć, ale miałam zaklejone usta. Związali mi też ręce i nogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz